Zaskakujące wyniki dało badanie, jakie na zlecenie Krajowego Rejestru Długów zostało przeprowadzone przez firmę IMAS International pod koniec kwietnia 2020 r. na reprezentatywnej grupie 357 firm z sektora MSP. Aż 60,5 proc. z nich na pytanie, czy zamierzają w ciągu trzech najbliższych miesięcy zwalniać pracowników, odpowiedziało negatywnie. Redukowanie zatrudnienia deklaruje niespełna 26 proc. ankietowanych, przy czym ponad 39 proc. z tej właśnie grupy twierdzi, że skala zwolnień nie powinna przekroczyć jednej czwartej załogi.
Duży odsetek tych, którzy deklarują utrzymanie liczby etatów, może dziwić, jeśli zestawimy to z całą litanią złych danych, jakie napłynęły z sektora przedsiębiorstw w marcu i kwietniu. Rekordowo niski indeks PMI pokazuje, jak w bardzo złych nastrojach są menedżerowie firm przemysłowych. Nigdy wcześniej nienotowane dołki koniunktury w badaniach GUS tylko to potwierdzają, przy czym nastroje w usługach są znacznie gorsze niż w przemyśle. Twarde dane o produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej też nie wypadły najlepiej, a najgorsze odczyty – za kwiecień – jeszcze przed nami. Zresztą te same badania KRD pokazują, że sytuacja małych i średnich firm jest raczej zła. Uważa tak aż 49,3 proc. pytanych, podczas gdy o poprawie mówi 24,6 proc. Ponad połowa przedsiębiorstw (54,6 proc.) przewiduje, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy ich sytuacja finansowa jeszcze się pogorszy. 79 proc. ankietowanych zakłada spadek przychodów. W tej grupie aż 45,4 proc. uważa, że przychody spadną nawet o połowę tego, co firma wypracowywała przed pandemią. Im mniejsza firma, tym większe problemy, prawie 55 proc. mikrofirm (do 9 pracowników) ocenia swoją sytuację finansową jako złą. W małych (do 49 zatrudnionych) odsetek ten wyniósł 46 proc.
– Najlepszą ocenę wystawili właściciele średnich firm, w których ocen negatywnych i pozytywnych jest niemal po równo. To nic dziwnego. Powszechnie bowiem wiadomo, że im większa firma, tym większe zaplecze finansowe, a co za tym idzie, mniejsze ryzyko zachwiania ekonomicznego – ocenia Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Reklama
Prawie 55 proc. mikrofirm ocenia swoją sytuację finansową jako złą
Deklaracje o utrzymaniu zatrudnienia mogą dziwić, ale łatwo je wytłumaczyć. Wszystko wskazuje na to, że przedsiębiorcy chcą ten kryzys przejść z możliwie niewielkim ubytkiem kadry, zakładając, że spowolnienie nie potrwa długo i popyt szybko się odbije. Dlatego spośród wszystkich rozwiązań tarcz antykryzysowych najbardziej interesują ich zwolnienia ze składek ZUS obniżające koszty pracy. Chce z nich skorzystać 86 proc. przedsiębiorców pytanych w sondażu KRD. Ponad 58 proc. firm planuje skorzystać również z dofinansowania zatrudnienia, dotyczy to głównie średnich przedsiębiorców (68,2 proc.).
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, mówi, że utrzymanie zatrudnienia to dla firm priorytet, bo może stanowić o ich przewadze konkurencyjnej w czasie, gdy kryzys się skończy. Przedsiębiorcy doskonale pamiętają, jak niska była podaż pracy przed pandemią. – Nie jest tak, że z dnia na dzień sytuacja się zmieniła i zjawiska, które obserwowaliśmy przed pandemią, całkowicie zniknęły. Demografia nam się nie poprawiła, przedsiębiorcy nie dostosowują się do kryzysu tak, jak 20 lat temu, gdy zwalniali ludzi i rosło bezrobocie. Problem z podażą pracy cały czas będzie występował – mówi Łukasz Kozłowski. Wskazuje też, że walcząc o pracowników przed pandemią, przedsiębiorcy częściej zatrudniali ich na stałe umowy o pracę. A zerwanie takiej umowy nie następuje z dnia na dzień. Skoro więc przedsiębiorcy liczą, że za kilka miesięcy sytuacja wróci do normy, to nie ma dziś sensu tego robić, choćby ze względu na czas trwania wypowiedzenia. – Na dodatek to może być decyzja zła biznesowo, zbyt ograniczająca potencjał firmy i mogłoby się okazać, że po odmrożeniu gospodarki konkurencja jest lepiej przygotowana na zaspokajanie popytu, gdy ten się pojawi – mówi Łukasz Kozłowski. Zwraca uwagę, że jak dotąd jego spadek wynikał przede wszystkim z obostrzeń sanitarnych, a nie z pogorszenia sytuacji materialnej konsumentów. – Mieliśmy nawet do czynienia z popytem niezaspokojonym, który znalazł ujście, gdy tylko poluzowano wcześniej wprowadzone ograniczenia. Fundamenty popytu wydają się być stabilne, co być może przedsiębiorcy też uwzględniają w swoich strategiach zatrudnienia – dodaje ekonomista.