Wszystko, co wiadomo o naszym rynku pracy, wynika z badań, które co kwartał realizuje Główny Urząd Statystyczny. Sęk w tym, że badanie za I kw. 2020 r. GUS zakończył realizować 15 marca, czyli w momencie zamrażania gospodarki, a wyniki badania za II kw. będą opublikowane dopiero pod koniec sierpnia.
A więc dziś – nie mając aktualnych danych – błądzimy po omacku. Nie wiemy, z jak dużym kryzysem mamy do czynienia. Nie wiemy, kogo recesja najbardziej dotyka. W XXI w. naprawdę da się wiedzieć, bo mamy internet.
Na Zachodzie już to wiedzą. Na przykład najświeższe informacje o rynku pracy w Stanach Zjednoczonych publikują Alexander Bick (Uniwersytet Stanu Arizona) i Adam Blandin (Uniwersytet Wspólnoty Wirginii), którzy co dwa tygodnie pytają Amerykanów o ich sytuację zatrudnieniową. Najnowszy odczyt wskazuje, że na koniec kwietnia stopa bezrobocia wynosiła niemal 24 proc. – to najwyższy poziom od 1962 r. W poprzedniej fali badania, na początku kwietnia, bezrobocie wyniosło 17,6 proc. – o ponad 3 proc. więcej niż oficjalnie podał Departament Pracy (14,2 proc.). Oznacza to, że nawet jeśli liczba zgłoszeń do urzędów pracy była w początkach kwietnia bezprecedensowo duża, to i tak wiele osób jeszcze się nie zgłosiło po świadczenia. To przypuszczenie potwierdza praca Oliviera Coibiona (Uniwersytet Teksański w Auston), Jurija Gorodniczenki (Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley) i Michaela Webera (Uniwersytet Chicagowski). Okazuje się, że wiele osób chciało, ale nie mogło złożyć wniosku o zasiłek ze względu na ograniczone moce przerobowe strony rządowej.
W czasie rzeczywistym rynek pracy bada się nie tylko w USA. Marta Golin (Uniwersytet Oksfordzki) porównuje sytuację w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Sytuacja na Wyspach przypomina tę z USA: już na początku kwietnia 15 proc. ankietowanych straciło pracę (w USA 18 proc.). Rynek pracy w Niemczech to oaza spokoju, bo pracę utraciło jedynie 5 proc. badanych. Spowolnienie daje za to o sobie znać w liczbie przepracowanych godzin: 35 proc. niemieckich pracowników ograniczyło swoją aktywność w czasie pandemii.
Reklama
Wgląd w to, co dzieje się w Niderlandach, daje z kolei badanie Leny Janys (Uniwersytet w Bonn). Wszystko wskazuje na to, że rozwój sytuacji w tym kraju jest podobny do Niemiec: nastąpił wzrost bezrobocia rzędu 2–4 pkt proc., lecz czas pracy obniżył się w przypadku prawie 20 proc. pracowników najemnych i aż 40 proc. samozatrudnionych.
W Norwegii nie trzeba uciekać się do ankiet, by obserwować rynek pracy. Tam udostępnia się dane z rejestru podobnego do naszego ZUS. Skorzystał z tego Wojciech Kopczuk (Uniwersytet Columbia), pokazując w najnowszym badaniu, że choć bezrobocie wzrosło o 12 pkt proc., to prawie 90 proc. zwolnień ma charakter przejściowy.
Dzięki badaniom internetowym wiemy nie tylko, ile wynosi bezrobocie czy jak zmieniła się liczba godzin pracy, lecz także, kogo i w jakich segmentach rynku pracy zmiany dotknęły w większym stopniu. We wszystkich krajach koszty kryzysu ponoszą w większym stopniu kobiety niż mężczyźni (różnica w stopie bezrobocia to 5–10 pkt proc.), lecz tylko w niektórych ujawniają się różnice ze względu na poziom wykształcenia czy zarobki (w Niemczech ryzyko obciąża równo wszystkich, w Norwegii, Wielkiej Brytani i USA konsekwencje lockdownu skupiają się w grupie osób z niższymi kwalifikacjami i niską stawką godzinową). Mocniej oberwało się też rodzicom z małymi dzieci. Częściej zwalniały małe i mniej produktywne firmy.
Skoro nie można chodzić po domach i realizować badań ankietowych, jak się nie jest Norwegią, trzeba po prostu posłużyć się internetem. My też możemy tak zrobić, by w końcu przestać błądzić po omacku. Ty, drogi czytelniku, możesz wziąć w udział w takim badaniu. Wystarczy, że wejdziesz na stronę https://diagnoza.plus/ i opowiesz nam, co ci się przytrafiło. Potrzeba mniej niż 10 minut twojego czasu, by zmierzyć temperaturę polskiego rynku pracy. ©℗