Chodzi tu o badania łańcucha infekcji, zapoczątkowanego pierwszym wykrytym przypadkiem pojawienia się koronawirusa w Niemczech. Przeprowadziły je wspólnie bawarski Krajowy Urząd Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności, berlińska klinika uniwersytecka Charite i Instytut im. Roberta Kocha w Berlinie. Łańcuch ten zapoczątkowała chińska pracownica fabryki części samochodowych Webasto pod Monachium, która zaraziła się koronawirusem podczas służbowego pobytu w Chinach.

Jak głosi opublikowany w fachowym czasopiśmie medycznym "Lancet Infectious Diseases" raport wspomnianych trzech placówek, w co najmniej jednym spośród 16 zbadanych przypadków doszło do przeniesienia koronawirusa na inną osobę, zanim u nosiciela wystąpiły oznaki posiadania go we własnym organizmie, a być może przypadków takich było nawet pięć. W czterech z nich zarażeni zainfekowali inne osoby tego samego dnia, w którym sami zaczęli odczuwać objawy. Nie jest przy tym wykluczone, że podobnie było z pięcioma innymi nosicielami - zaznaczyli autorzy raportu.

"Zgadza się to z innymi rezultatami pozwalającymi na oszacowanie, że nawet do połowy wszystkich stwierdzonych infekcji stanowi efekt przedobjawowego transferu koronawirusa. To jedna z najpoważniejszych przeszkód w kontrolowaniu pandemii" - napisali w zamieszczonym w "Lancet" komentarzu Jan Rybniker i Gerd Faetkenheuer z kliniki uniwersyteckiej w Kolonii.

Ostrzegli, że w razie dalszego szerzenia się koronawirusa tradycyjne sposoby śledzenia kontaktów już nie wystarczą i "dlatego pilnie potrzebne będą nowe technologie takie jak aplikacje mobilne, by skutecznie kontrolować pandemię".

Reklama

>>> Polecamy: Niemiecka pomoc publiczna dla firm jest 20 razy większa niż polska