Wolny handel może obniżać zarobki niewykwalifikowanych pracowników, a podatki nie mają żadnego wpływu na liczbę przepracowanych godzin. To tylko niektóre z wniosków książki laureatów Nagrody Nobla z ekonomii z 2019 r. Abhijita V. Banerjee, Esther Duflo „Good Economics for Hard Times”.

Jak piszą autorzy w publikacji (jej polski tytuł to „Dobra ekonomia na złe czasy”) – od 1985 r. do 2000 r. Meksyk, Kolumbia, Brazylia, India, Argentyna i Chile jednostronnie radykalnie obniżyły cła importowe. W tym samym okresie nierówności zwiększyły się we wszystkich tych krajach i moment wzrostu tych nierówności zbiegł się z otwarciem na wolny handel.

Na przykład od 1985 r. do 1987 r. obniżono cła w Meksyku. Od 1987 r. do 1990 r. płace robotników w tym kraju spadły o 15 proc. podczas gdy pensje pracowników umysłowych wzrosły o tyle samo. Podobną zmianę, tzn. wzrost płac „białych kołnierzyków” w stosunku do „niebieskich kołnierzyków” zanotowano w Kolumbii, Brazylii, Argentynie i Indiach.

Nierówności radykalnie wzrosły także w Chinach, w miarę jak kraj otwierał się na handel międzynarodowy od początku lat 80. XX w. W 1978 r. najbiedniejsza połowa i najzamożniejsze 10 proc. Chińczyków zabierały do domu taką samą część dochodu narodowego (27 proc.). W 2015 r. 10 proc. najbogatszych brało 41 proc. PKB, podczas gdy 50 proc. najmniej zamożnych 15 proc.

Ubóstwo a liberalizacja handlu

Reklama

Oczywiście korelacja nie oznacza automatycznie przyczynowości, ale wiele wskazuje na to, że w opisanych powyżej przypadkach to otworzenie na wolny handel spowodowało relatywne zubożenie części społeczeństwa. Problem z tzw. teorią Stoplera-Samuelsona polega na tym, że zakłada ona iż jest jeden rynkowy poziom płac dla pracownika z takimi samymi umiejętnościami.

Według tej teorii, na przykład pracownik huty stali z Pensylwanii, który straci pracę ze względu na zagraniczną konkurencję powinien natychmiast przenieść się do jakiegokolwiek innego miejsca, w którym oferują mu pracę. I to nawet jeżeli ta praca jest w stanie Montana czy Missouri i polega na patroszeniu ryb. Praktyka jednak rozmija się z teorią i pracownicy nie zmieniają miejsca pobytu łatwo i w efekcie płace ludzi o takich samych kwalifikacjach różnią się.

Młoda doktorantka z MIT (Massachusetts Institute of Technology) Petia Topalova sprawdziła, co stało się w Indiach po dużej liberalizacji handlu międzynarodowego, która miała miejsce w 1991 r. Poziom ubóstwa w kraju spadł z 35 proc. w 1991 r. do 15 proc. w 2012 r. Ale różne regiony w różnym też stopniu odczuły skutki liberalizacji ze względy na to, że poszczególne gałęzie gospodarki były skoncentrowane w dystryktach.

To umożliwiło Topalovej sprawdzenie, jak zmienił się poziom ubóstwa w każdym z regionów w zależności od tego, jak bardzo dotknęła ten obszar liberalizacja handlu. I okazało się, że wyniki analizy są sprzeczne z tzw. teorią Stoplera-Samuelsona. Bowiem im bardziej dany obszar dotknęło obniżenie ceł importowych, tym wolniej spadało tam ubóstwo.

Praca Topalovej początkowo napotkała szereg nieprzychylnych komentarzy ze strony kolegów ekonomistów. Długo trwało, zanim znalazła periodyk, który zgodził się opublikować jej pracę. No bo jak pogodzić wyniki tej analizy z faktem, że teoria mówi, iż wolny handel jest dobry dla biednych w biednych krajach?

Podatek a stosunek do pracy

Bardzo wielu ekonomistów argumentuje, że jeżeli podatki będę zbyt wysokie, to ludziom przestanie się opłacać pracować. Milton Friedman stwierdził kiedyś, że „jest za cięciem podatków w każdych okolicznościach, z jakiegokolwiek powodu, kiedykolwiek jest to tylko możliwe”. Kilkanaście lat temu miał miejsce naturalny eksperyment, który umożliwił sprawdzenie, jak ludzie reagują na gwałtowne i duże zmiany w wysokości podatków. Pod koniec lat 90. XX w. w Szwajcarii zmieniono sposób wyliczania podatku dochodowego. Do tego momentu było tak, że na przykład podatek za 1997 r. i 1998 r. był wyliczany na podstawie dochodów z 1995 r. System ten zmieniono na taki, jaki obowiązuje m.in. w Polsce, tzn. przez cały rok pracownik płaci zaliczki na poczet podatku, a po zakończeniu roku następuje rozliczenie.

W momencie, kiedy następowało przejście z jednego systemu na drugi, w Szwajcarii miały miejsce dwuletnie wakacje podatkowe. Ale wakacje te miały miejsce w różnych kantonach w różnych latach. To umożliwiło sprawdzenie, jak zmieniały się dochody brutto obywateli w zależności od tego, czy płacili oni podatek dochodowy, czy nie. Okazało się, że dochody nie zmieniły się w żaden sposób. Podatek dochodowy w ogóle nie wpłynął na skłonność Szwajcarów do pracy.

Rzut monetą

Naukowcy z Uniwersytetu w Zurychu przeprowadzili eksperyment, do którego zaprosili grupę bankierów. Poproszono ich o rzucenie monetą dziesięć razy i przesłanie internetem informacji o tym, jakie wyniki otrzymali. Powiedziano im, że za każdą „reszkę” otrzymają równowartość 20 dol. Nikt nie sprawdzał, jak rzucają. Ale naukowcy podzielili wcześniej bankierów na dwie grupy. Członków pierwszej grupy zapytano o ulubione zajęcie w wolnym czasie (chodziło o przypomnienie im, iż są „zwyczajnymi osobami”).

W drugiej drużynie padły pytania związane z pracą jej członków, czyli bankowością, tak by przypomnieć o bankowej „tożsamości”. I okazało się, że ci którym przypomniano, iż są bankierami znacznie częściej raportowali wyniki rzutu, które uprawniały ich do otrzymania pieniędzy. Wyniki zdecydowanie odbiegały od wyniku, jaki można było oczekiwać znając rachunek prawdopodobieństwa. Wśród postrzegających się za „zwykłych ludzi” oszukiwało 3 proc. Wśród myślących jak bankierzy aż 16 proc.

Tak więc samo przypomnienie o tym, że są bankierami sprawiło, że biorący udział w eksperymencie ponad pięć razy częściej oszukiwali. Co z tego wynika? To, że w teorii często zakłada się, że ludzkie zachowanie jest w podobnych okolicznościach stałe. Tymczasem okazuje się, że nawet zadanie kilku pytań potrafi radykalnie zmienić to, jak podchodzimy do sprawy.

Na początku pierwszego rozdziału autorzy cytują następujący żart. Kobieta dowiaduje się od swojego lekarza, że zostało jej tylko pół roku życia. Doktor radzi jej, by wyszła za mąż za ekonomistę i przeprowadziła się do Południowej Dakoty. „Dlaczego?” – pyta kobieta. „Czy to uleczy moją chorobę?”. „Nie” – odpowiada medyk. „Ale te pół roku będzie się pani wydawało wyjątkowo długie”.

Autorzy w ten sposób pokazują, że mają dystans do swojej profesji. Ale dają także do zrozumienia, że dla wielu osób ekonomia jest po prostu nudna. Prawdą jest, że nie ma wielu autorów którzy potrafią ciekawie opisywać historie związane z gospodarką i niestety – w mojej ocenie – autorzy tejże książki do takich osób nie należą.

233 razy Indie

Publikację czyta się jak szereg felietonów na najpopularniejsze ekonomiczne tematy – od wolnego handlu przez emigracje po uchylanie się od płacenia podatków. Problem polega na tym, że niewiele jest oryginalnych przemyśleń w tej książce, a i badania, na które ekonomiści się powołują były najczęściej opisywane przez innych autorów (podobne przemyślenia o wolnym handlu czytałem na przykład w publikacjach Daniego Rodrika). Książkę wyróżnia jednak duża liczba przykładów z Indii (nazwa pojawia się w publikacji 233 razy), zapewne dlatego, że jeden z jej autorów urodził się w tym kraju.

Mam tylko wątpliwości, czy czytelnicy będą tak zainteresowani Indiami i czy autor nie powinien dawać więcej przykładów bliższych czytającym z krajów rozwiniętych, którzy zapewne stanowią większość czytelników tej publikacji. Mam wrażenie, że książka została wydana głównie po to, by wykorzystać zainteresowanie autorami w związku w otrzymaniem przez nich Nagrody Nobla z ekonomii w 2019 r. W mojej ocenie może być ona ciekawa jedynie dla osób nie interesujących się na co dzień ekonomią. Pozostali mogą ją sobie, bez większej szkody, darować.

Autor: Aleksander Piński