Umożliwienie kontaktów, odwiedzin i spędzania czasu w niewielkiej grupie tych samych osób pozwala Belgii utrzymywać w ryzach pandemię SARS-CoV-2. Władze nie są w stanie kontrolować tych "koronabaniek", dlatego ich skuteczność zależy od dyscypliny obywateli.

Niewielka Belgia była jednym z najmocniej dotkniętych pandemią państw w Europie. W najgorszym momencie odnotowywano tam ponad 2000 zakażeń i ponad 300 zgonów dziennie. Od szczytu zakażeń, który wypadł mniej więcej w połowie kwietnia, sytuacja stale się poprawia. W ostatnich tygodniach stopniowo znoszone są kolejne ograniczenia, które wcześniej niemal zamroziły życie społeczne i gospodarcze kraju.

Na wypadający w Belgii w drugą niedzielę maja (w tym roku 10 maja) Dzień Matki władze zdecydowały się umożliwić kontakty społeczne. Od tego czasu Belgowie mogą odwiedzać się w domach i spotykać się w ograniczonej grupie. Możliwe jest przyjęcie do czterech osób, jednak zawsze muszą być to te same osoby. "Bańka" może składać się z rodziny lub przyjaciół. W związku z tym, że władze nie są w stanie egzekwować stosowania się obywateli do tego ograniczenia, policja ogłosiła, że kończy z kontrolami poruszających się osób.

Nie wiadomo, na ile sumiennie przestrzegane są restrykcje, ale choć od wprowadzenia "koronabaniek" minęły prawie dwa tygodnie, poziom zakażeń spadł. O ile raport z 10 maja informował o 485 osobach, u których potwierdzono obecność koronawirusa, i o 75 zgonach w związku z tym patogenem, to najnowsze, piątkowe podsumowanie wskazuje na 276 nowych zakażeń i 26 przypadków śmiertelnych.

W ciągu minionych 24 godzin do szpitali przyjęto 56 osób, a 135 zostało wypisanych. W sumie w placówkach leczniczych przebywało w piątek 1415 osób, z czego 268 na oddziałach intensywnej terapii (spadek o dziewięć osób w porównaniu do poprzedniej doby). Dla porównania w szczycie pandemii w tym kraju dziennie hospitalizowano 500 osób, a na OIOM-ach było blisko 1300 chorych.

Reklama

Najnowsze wyniki okazały się na tyle zachęcające, że władze zdecydowały się w tym tygodniu na przyspieszenie znoszenia kolejnych ograniczeń. Tuż przed rozpoczęciem w Belgii długiego weekendu (trwa od czwartku w związku ze świętem Wniebowstąpienia Pańskiego) Rada Bezpieczeństwa Narodowego zdecydowała o umożliwieniu wyjazdów do drugich domów i rezydencji, np. nad morzem czy w górach.

"Dla mnie to zaskoczenie, bo krok ten miał nastąpić 8 czerwca. Jestem trochę nieprzygotowany" - przyznaje w rozmowie z PAP właściciel nadmorskiego campingu, gdzie "drugie rezydencje" to głównie domki holenderskie. W związku z tym, że decyzja została ogłoszona niespodziewanie, zarządzający takimi obiektami nie mają jeszcze jasnych wytycznych, jak organizować przebywanie np. we wspólnych przestrzeniach.

Choć w Belgii otwarto już sklepy, warsztaty czy zakłady fryzjerskie, część ograniczeń obowiązuje nadal. Nie można jak w Polsce pojechać sobie na wycieczkę w góry czy na plażę, a restauracje mają być otwierane dopiero w czerwcu.

Wraz ze znoszeniem ograniczeń wprowadzane są środki ostrożności, choć śledzenie, co wolno, od kiedy i na jakich zasadach, jest nie lada wyzwaniem w plątaninie przepisów. W związku z tym, że noszenie masek jest obowiązkowe tylko na niektórych, bardziej zatłoczonych ulicach, na chodnikach ustawiono informujące o tym znaki dla pieszych.

Decyzje o tym, a także o ograniczeniach w sklepach podejmują jednak władze regionalne (m.in. burmistrzowie). Dlatego zakupy w jednym miejscu można robić bez żadnych środków ochronnych, a w innym już nie. "Proszę założyć maskę" - informuje wchodzącego do supermarketu ochroniarz. "Nie mam" - odpowiada mu mężczyzna i w odpowiedzi słyszy: "W takim razie pan nie wejdzie".

Opinie na temat środków ochronnych są podzielone. "Maski to nic przyjemnego, ale to konieczność. Są reguły i musimy się ich trzymać" - przekonuje Caro, mieszkający w Brukseli Włoch. Są jednak i głosy nawołujące do ich bojkotu. "Przecież nie wiadomo, czy maski w ogóle działają" - powiedział inny rozmówca PAP.

Niezależnie od różnicy zdań większość mieszkańców miast w wyznaczonych obszarach zakrywa usta i nos. Tym bardziej, że zdarza się, że w środkach komunikacji publicznej, gdzie jest to obowiązkowe, zjawia się policja, by pilnować przestrzegania reguł.

Poprawiająca się sytuacja epidemiologiczna ożywiła debatę o tym, czy szkoły nie powinny zacząć wracać do normalności. Obecnie uczniowie tylko niektórych roczników szkół podstawowych i szkół II stopnia mogli wrócić do klas, by w placówkach nie było zbyt tłoczno. Minister edukacji Flandrii Ben Weyts zastanawia się jednak nad szerszym otwarciem drzwi. "Chcę wkrótce podjąć ostateczną decyzję dotyczącą końca tego roku szkolnego - poinformował w wypowiedzi przytoczonej w piątek przez nadawcę VRT. - Sądzę, że powinniśmy otworzyć tak wiele szkół, jak to możliwe".

Od początku pandemii w 11,5-milionowej Belgii odnotowano 56 511 przypadków koronawirusa, a 9212 osób zmarło w jego wyniku. Obecne dzienne bilanse nowych przypadków są niższe niż w Polsce.

>>> Czytaj też: Koronawirus na Śląsku: Jakie są przyczyny tak licznych zakażeń?