Po dwóch sesjach dużej korekty rynkowi akcji w USA należało się we wtorek odbicie. Bykom w naturalny sposób pomagało to, że wtorek kończył pierwszy kwartał. Niestety, kończył się on stratą – był to już szósty, kolejny kwartał, w którym indeks S&P 500 stracił na wartości. Wtorek kończył też marzec, czyli miesiąc, w którym udało się wypracować zysk i to największy od kwietnia 2008 roku.

Dane makro znowu mogły jedynie niepokoić i z całą pewnością bykom nie pomagały. Raport Case-Shiller o cenach domów w USA pokazał obraz gorszy od oczekiwanego. W styczniu ceny domów (w stosunku rocznym) spadły o 19 procent. To bardzo dużo, ale oczekiwano spadku o 18,5 procent, więc ta drobna różnica nie miała wielkiego znaczenia. Dane były już zdyskontowane. Również indeks Chicago PMI obrazujący stan gospodarki w regionie nie mógł nikogo ucieszyć. Spadł z 34,2 do 31,4 pkt., czyli zdecydowanie mocniej niż oczekiwano (34 pkt.). Publikowany przez Conference Board indeks zaufania konsumentów co prawda wzrósł, ale oczekiwano, że wzrośnie z 25 na 28 pkt., a tymczasem zmienił się kosmetycznie (26 pkt.).

Na rynku akcji dobre nastroje utrzymywały się od początku sesji, ale dopiero po 3 godzinach byki naprawdę przycisnęły pedał gazu. Najmocniej rosły ceny akcji sektora finansowego, bo gracze doszli do wniosku, że dwie sesje mocnej realizacji zysków całkowicie wystarczą. Drożały też spółki wysokich technologii i nie ma nawet sensu przytaczać pretekstów z powodu których drożały. Gwiazdą były też spółki surowcowe na czele z Alcoa, która podobno może być obiektem przejęcia.

Wydawało się, że indeksy odrobią poniedziałkowe straty, bo na przykład NASDAQ rósł już o ponad 3 procent. Jednak ostatnia godzina sesji była dla byków niekorzystna. Gracze chcieli szybko zrealizować zyski. Rzutem na taśmę w ostatnich 10 minutach udało się wypracować spore, ale niezbyt satysfakcjonujące wzrosty. Można powiedzieć, że obserwowaliśmy odbicie w dłuższej korekcie. Ważne jest teraz to, jak zachowa się rynek w środę, kiedy fundusze nie będą już stroiły okien wystawowych.

Dzisiaj mamy prawdziwy test rynku, Agencja Bloomberg powołując się na źródła w Kongresie USA poinformowała, że prezydent USA Barack Obama uznał, iż bankructwo jest najlepszym wyjściem dla General Motors i Chryslera. Ma to wymusić restrukturyzację i konkurencyjność. Jeśli rzeczywiście Biały Dom tak uznał to można powiedzieć, że ta decyzja ma dwa oblicza. Przede wszystkim jest merytorycznie słuszna. Nie wiemy jednak jak wyglądają CDS (instrumenty pochodne przenoszące ryzyko bankructwa wierzyciela na inny podmiot) GM i Chryslera. Pamiętam, jak kiedyś się mówiło, że bankructwo GM byłoby gorsze niż bankructwo Lehman Brothers. Obama ryzykuje – sprawdzimy jak mocno. Zapowiedzi są nieciekawe, bo AHI (indeks handlu posesyjnego) spadł o 0,89 proc., a kontrakty rano też spadały po 1,5 procent. Zapowiada się kolejny ciężki dzień.

Reklama

GPW rozpoczęła wtorkową sesję jeszcze lepiej niż inne giełdy europejskie. WIG20 już po 30 minutach rósł ponad 2,5 procent. Podobnie zachowywał się rynek węgierski. Co prawda byki szybko spuściły z tonu, ale nadal WIG20 utrzymywał solidnym dwuprocentowy wzrost. Takie zachowanie sygnalizowało, że rynek wcale nie zapomniał o swoich „byczych” nastrojach, ale siły bykom na długo nie starczyło i indeksy zaczęły się osuwać. Nie pomagało to, że około południa indeksy na innych giełdach już solidnie rosły.

Wystarczyła jednak szybka akcja rynku kontraktów i zleceń koszykowych, żeby WIG20 już o 12.30 znowu rósł o dwa procent …. i rynek znowu wrócił do poprzedniego układu, czyli indeks zaczął się osuwać. Na godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA WIG20 rósł już mniej niż jeden procent, mimo że indeksy na innych giełdach wspinały się na nowe poziomy. Taka to już specyfika naszego rynku. Indeksowi WIG20 szczególnie mocno szkodziły banki. Wydawało się, że w końcu również nasz rynek podda się byczym nastrojom, ale poprawa była tylko chwilowa. Im bliżej było do rozpoczęcia sesji w USA tym gorzej wyglądał rynek dużych spółek. MWIG40 zachowywał się całkiem dobrze, ale WIG20 po prostu wrócił do poziomu poniedziałkowego zamknięcia.

Byki próbowały pod koniec sesji ataku, który pozwoliłby na zamknięcie sesji skromnym wzrostem, ale kolejny „fixing cudów” na to nie pozwolił. Przecena Pekao, TPSA i (w najmniejszym stopniu) PGNiG spowodowała, że WIG20 stracił 0,4 procent. Niespecjalnie bym się tym jednak przejmował. Nasze fundusze często robią swoiste „window dressing” (tym razem na koniec kwartału) pilnując, żeby rywal nie miał lepszych wyników. Dzisiaj powinniśmy się znowu zsynchronizować z resztą świata, ale dzisiaj ten proces może być bolesny, bo zapowiedzi bankructwa GM i Chryslera z pewnością doprowadzą do spadku europejskich indeksów i oczekiwaniu na spadki w USA.