„Tylko razem możemy sprostać temu wyzwaniu. Na wszystkich nas tutaj w Londynie spoczywa odpowiedzialność szybkiego działania.” – powiedział Obama na konferencji prasowej, gdzie wystąpił wspólnie z Gordonem Brownem. Jednocześnie prezydent USA powiedział, że doniesienia o różnicach zdań między uczestnikami szczytu są „znacznie przesadzone”. Podobne słowa padły również z ust Browna.

Tymczasem, wbrew deklaracjom Obamy, przedstawiciele innych państw uczestniczących w szczycie G20 – takich jak Francja, Niemcy, czy Japonia – coraz częściej deklarują, że może nie dojść na nim do żadnego porozumienia. Najpoważniejszym punktem zapalnym jest spór o konieczność dalszego pompowania rządowych pieniędzy w gospodarkę oraz określenie, które państwa są „rajami podatkowymi” i tym samym powinno się poddać je większej presji.

Jak powiedziała dziennikarzom kanclerz Niemiec Angela Merkel, jej podróż do Londynu upływa pod znakiem „mieszaniny pewności i obaw”. Z kolei prezydent Francji Nicolas Sarkozy zadeklarował, że jeśli jego propozycje nie zostaną na szczycie zaakceptowane to wstanie od stołu obrad. Natomiast premier Japonii Taro Aso skrytykował Niemcy za niechęć do zwiększania rządowych wydatków na pobudzanie gospodarki.

W świetle wypowiedzi Obamy z wspólnej z Gordonem Brownem konferencji prasowej wygląda na to, że prezydent USA będzie starał się wcielić na szczycie w rolę mediatora między różnymi państwami. „Nie jesteśmy tutaj, żeby się zgadzać w każdym punkcie. Ja przyjechałem tutaj, aby przedstawić swoje pomysły, ale jestem tu także po to, aby słuchać, a nie pouczać.” – powiedział Obama.

Reklama