Czwartkowe uderzenie popytu skoncentrowane było na akcjach największych spółek, z reguły tych z WIG20. Pasja, z jaką kupowano akcje, dawała wrażenie, że za wzrostem stoją agresywni zagraniczni inwestorzy. To wrażenie jest wspomnieniem sprzed lat, gdy niemal każdy silny ruch indeksu był ich sprawką.
Przyczyną był szczyt G20, który miał dać sygnał, w jaki sposób rządy spróbują poradzić sobie z kryzysem. Czy tę receptę znaleziono? 1,1 bln dol., jakie zapowiedziano wydać, jest olbrzymią kwotą. Ale to zdecydowanie mniej, niż do tej pory już wydały kraje reprezentowane w G20. W jednej z infografik znalezionych w internecie zestawiono te kwoty i z podsumowaniem nie miałem kłopotów. Wyszło niemal 1 bln 960 mld dol. Do tego trzeba doliczyć miliardy pomocy już udzielonej choćby przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Na gaszenie pożaru poszło już ponad 2 bln dol.
Stabilizację światowej gospodarki mają przynieść pieniądze w nią wpompowane. Sposobem na uniknięcie takiego samego kryzysu w przyszłości ma być zmiana reguł gry na rynkach finansowych, a dokładniej zaostrzenie tych reguł przez zwiększenie nadzoru i zmianę reguł bankowej sprawozdawczości. Dołożono jeszcze działania przeciwko rajom podatkowym, w których uwielbiają lokować się agresywnie grający na rynku inwestorzy, oraz ograniczenia premii bankierów. Tych ostatnich protestujący w Londynie przeciwnicy szczytu nazwali złodziejami. Australijski premier powiedział, że londyńskie ustalenia to koniec czasów kowbojów na rynkach finansowych.
Jak zauważyli komentatorzy, świat finansów nie usłyszał recepty na pozbycie się toksycznych aktywów z bilansów instytucji finansowych. A to one są przyczyną kryzysu.
Reklama