Po doświadczeniach z ostatnich dni pojawiły się szanse, że może w czwartek nastąpi wreszcie przerwa w czarnej serii na GPW, a nasi inwestorzy nie tylko będą tańczyć w takt muzyki płynącej z Zachodu.



Prawdziwą wojnę nerwów obserwowaliśmy w środę na warszawskiej giełdzie. Zwłaszcza na początku sesji indeksy szaleńczo rosły i spadały, tworząc na wykresach niemal pionowe linie. Wszystko działo się bez ładu i składu, widać było, że inwestorskimi decyzjami bezdyskusyjnie rządzą emocje. O ile jeszcze rano wydawało się, że ten pojedynek wygrają kupujący - WIG20 wyszedł na chwilę nad kreskę - ale w połowie sesji inwestorzy znaleźli się pod ścianą płaczu. Indeks największych spółek zbliżył się na wyciągnięcie ręki do psychologicznej granicy 2400 pkt., będąc już niemal 2 proc. na minusie. Ostatecznie tracił „tylko" 1,3 proc. i do przełamania tego poziomu brakuje mu raptem 12 punkcików. Na pocieszenie można dodać, że ta przecena po części jest „zasługą" 2-procentowego spadku akcji KGHM, ale była ona sztuczna i wynikała z odjęcia od kursu akcji 9-złotowej dywidendy.

Nasi inwestorzy - ale to chyba nikogo już nie dziwi - tańczyli w takt muzyki płynącej z Zachodu. Kiedy w połowie dnia nadeszły zza Oceanu lepsze niż oczekiwano wyniki finansowe jednego większych banków (Wells Fargo), nastąpiła krótka eksplozja zakupów. Potem, kiedy do inwestorów trafiły dane o wysokim, wynoszącym w skali miesiąca 1,1 proc., wskaźniku inflacji w USA, gracze nad Wisłą ponownie pogrążyli się w rozpaczy.

Reklama

Gdyby sesja w Warszawie trwała dłużej, pewnie skończyłaby się z lepszym wynikiem. Inwestorzy na naszej giełdzie nie zdążyli bowiem w pełni zareagować na lepsze, niż oczekiwano dane o produkcji przemysłowej w USA i ożywieniu w tamtejszym przemyśle motoryzacyjnym. Paryski CAC40 i frankfurcki DAX zdążyły jeszcze wzrosnąć o 1,2 proc., zaś giełdy amerykańskie wieczorem polskiego czasu dosłownie wystrzeliły w górę, jak z katapulty. Od dna odbijały się koncerny motoryzacyjne oraz branża finansowa. Być może to tylko krótka korekta, ale w czwartek powinni ją odczuć w swoich portfelach także nasi inwestorzy. Na zamknięciu sesji w USA indeks Nasdaq był aż 3,1 proc. na plusie, zaś Dow Jones i S&P zyskały 2,5 proc.

Pytanie tylko ile zapału będą mieli na zakupy akcji w Europie Środkowej gracze z Zachodu. Bo na nasz krajowy kapitał za bardzo liczyć nie można, on włączy się do gry dopiero po kilku dniach podgrzewania atmosfery przez zagranicznych kupujących. Przydałoby się jeszcze kilka dobrych informacji z USA, by ośmielić Zachód do zakupów.

Krzysztof Barembruch
AZ Finanse