Na rynku akcji oprócz normalnej korekty i strachu przed wynikami spółek pojawiły się również inne czynniki pomagające niedźwiedziom. Według „The Times” MFW ostrzegł, że straty banków mogą sięgnąć 4.000 mld USD (przedtem szacowano je na 3.000 mld). Nastroje popsuł też znowu George Soros. Przypomnijmy, że w poniedziałek twierdził, iż gospodarka USA w 2009 roku nie wyjdzie z recesji, a cały system bankowy jest w zasadzie niewypłacalny. Agencje donoszą, że określił też (pewnie w poniedziałek po sesji), że ostatnie zwyżki to rajd w rynku niedźwiedzia, który nie ma szans na przedłużenie. Wygląda to tak jakby Soros grał na spadki. Dziwne tylko, że rynek przestraszył się jego prognoz. Zakładam, że tak nie było – to był tylko i wyłącznie pretekst do realizacji zysków.

Bykom zaszkodziło też to, że Reuters poinformował, o przygotowaniach General Motors do ogłoszenia bankructwa. Rynek to bankructwo powinien już mieć dyskontowane, ale jak widać dopóki ono nie nastąpi dopóty ta możliwość będzie indeksom ciążyła. Faktem jest, że nie wiadomo, co takie bankructwo znaczy dla rynków finansowych – przypominam o problemie CDS.

Wynikiem tych wszystkich czynników były spadki, których skala w drugiej połowie sesji zbliżyła się do trzech procent. W ostatnich 2 godzinach byki usiłowały odrobić część strat. Nie pomogły im dane makro, zgodnie z którymi kredyt konsumencki w lutym spadł o 3,5 procent (o 7,5 mld USD – oczekiwano spadku o 1 mld USD). Faktem jednak jest, że nie widziałem też pogorszenia sytuacji po publikacji tego raportu. Wydawało się, że straty znowu zostaną bardzo zredukowane, ale ostatnie minuty sesji były dla byków fatalne. Strach przed sezonem wyników jest jednak bardzo duży. Trzeba to po prostu przeczekać.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję małym spadkiem, ale bardzo szybko został on pogłębiony. Byki się jednak dzielnie broniły podnosząc WIG20 za każdym razem jak tylko zbliżył się do poziomu 1.650 pkt. Po południu doprowadziło to nawet do wyrysowania formacji podwójnego dna, która zapowiadała powrót do poniedziałkowego zamknięcia, ale pogorszenia nastrojów na innych giełdach ten sygnał anulowało. Cały czas bardzo dobrze zachowywał się jednak segment mniejszych spółek – MWIG40 rósł.

Reklama

Sesja mogła skończyć się jednoprocentowym spadkiem, ale tym razem fixing (który w poniedziałek doprowadził do wzrostu WIG20 o jeden procent) pogłębił skalę zniżki i skończyło się na spadku o 1,8 procent. Można powiedzieć, że te dwa fixingi się wyzerowały, a spadek od ostatniego szczytu o około dwa procent jest żadną korektą.

Jeśli się spojrzy na obrót to widać zresztą, że aktywność rynku zamiera. Niczego innego zresztą nie można było się spodziewać w przedświątecznym tygodniu. Spadek w najmniejszym stopniu nie zmienił „byczego” obrazu rynku.

Dzisiaj inwestorzy reagować będą na spadkową sesję w USA i wyniki Alcoa, więc sesja rozpocznie się spadkiem indeksów. Bardziej doświadczeni gracze będą jednak wiedzieli, że tak naprawdę wyniki Alcoa nie mają wielkiego znaczenia prognostycznego dla całego rynku, a bardziej istotne jest to, co nadeszło z Bed Bath & Beyond i Juniper Networks. Poza tym ci właśnie gracze będą wiedzieli, że ograniczająca krótką sprzedaż decyzja SEC może bardzo poprawić nastroje w USA. Dlatego też wcale się nie zdziwię, jeśli w drugiej części sesji nastroje się poprawią. Generalnie: przedświąteczne sesje (jutro ostatnia) z małym obrotem mogą się cechować znaczną zmiennością i nie są żadnym prognostykiem.