Dlatego Berlin chce szybko uchwalić ustawę zezwalającą na nacjonalizację instytucji finansowych, bo dotychczas zabranie tego prawo niemieckie.

Przeciętnemu Niemcowi źle się ona kojarzy. Bo albo z rządami Hitlera, gdzie banki należące do Żydów przejmowano bez żenady w majestacie ówczesnego prawa, albo z nacjonalizacją majątku prywatnego w NRD i do dziś żyją w RFN ofiary tych bezwzględnych posunięć.

Politycy nie bardzo mogą posługiwać się takimi rajcami, więc wysuwają argumenty natury finansowej i różne niejasności oraz „popełnione błędy” przy wydawania pieniędzy podatników.

Żądanie komisji śledczej

Reklama

Dlatego przedstawiciele opozycji: Wolnych Demokratow (FDP), Partii Lewicy (LP) oraz Zielonych zażądali powołania w Bundestagu komisji śledczej. Łącznie mają w 612-osobowm parlamencie 166 miejsc i nie są bez szans, by przyblokować pomysł rządu. Zwłaszcza, że za pół roku odbędą się wybory do parlamentu i gra jest warta świeczki.

- Kto wie, co będzie dalej?- oto jest kluczowe pytanie - mówi poseł lewicy Axel Troost, popierany przez wolnego demokratę Volkera Wissinga i ekologa Gerharda Schicak. – Mamy do czynienia z niezwykłym zagmatwaniem informacji – przyznają zgodnym chórem. Żądają przesłuchania b. prezesa banku Georga Funke, szefa Bundesbanku Axela Webera, a zwłaszcza ministra finansów Peera Steinbruecka.

- Chcemy wiedzieć dlaczego doszło do kryzysu w banku Hypo, nim rząd wpompował ogromne pieniądze? Gdzie były resort finansów i służby nadzoru finansowego odpowiedzialne za to całe zamieszanie? – pyta poseł Wissing.

Ta grupa członków Bundestagu nie jest odosobniona w oporze. Mówi się, że także frakcja chadeków z bawarskiej CSU może sprzeciwić się planom rządu wobec banku Hypo. Posłom z Bawarii nie podoba się wspieranie systemu finansowego oraz niechęć kanclerz Angeli Merkel do dalszej obniżki podatków.
Dlatego minister finansów Peer Steinbrueck w wywiadzie dla gazety „Handelsblatt” zapewnił, że żaden inny bank nie wymaga ratunkowego przejęcia oprócz Hypo.
„Jak dotąd, żaden inny bank nie wezwał nas na pomoc, jak to miało miejsce z Hypo”, podkreślał. Dodał, że jako przedstawiciel rządu gotów jest nabyć od właścicieli Hypo tylko taką ilość akcji, które „zabezpieczą interesy państwa”.

Śladem Brytyjczyków

Niemcy podążają więc śladem Brytyjczyków, którzy już znacjonalizowali kilka banków, w tym potężny Royal Bank of Scotland, aby uniknąć załamania na rynku finansowym. Rząd niemiecki myśli także o przejęciu 25 proc. akcji drugiego w kraju, po Deutsche Bank, banku kredytowego Commerzbank, któremu udzielił pomocy na kwotę 18 mld euro.

Ratunku mogą wkrótce potrzebować także inne banki niemieckie, w tym HSH Nordbank i WestLB.

Zapobiegli katastrofie

Decyzję władz z zadowoleniem przyjął prezes banku Hypo Axel Wieandt. Zwłaszcza, że bilans firmy za 2008 r. wypadł fatalnie - straty netto sięgnęły 5,46 mld euro. Berlin zobowiązał się do zakupu 20 mln akcji za 60 mln euro. Natychmiast ich cena skoczyła o 47 proc., do 1,67 euro za sztukę.
Prezes Wieandt nazwał to „dobrą wiadomością”, która zapewni „długoterminową płynność bankowi i wsparcie kapitałowe”. – Republika Federalna uznała, że dalsze istnienie HRE jest konieczne - puentował.

Rząd jest przekonany, iż ewentualny upadek Hypo miałby katastrofalne konsekwencje dla całego niemieckiego systemu finansowego, jak upadek we wrześniu banku Lehman Brothers w USA. Akcje HRE straciły na wartości aż 90 proc. Kanclerz Merkel uznaje pompowanie pieniędzy w bank za akcję ratunkową, niezbędną do zapobieżenia rozlaniu się kryzysu na całe Niemcy i dalej.

Musi być sukces

- Stabilizacja i uratowanie HRE musi zakończyć się sukcesem. Leży to bowiem w interesie wszystkich - konkluduje Axel Wieandt. Ale odmawia, z racji niepewności, odpowiedzi na pytanie - co dalej? Już mówi się potrzebie nowego zastrzyku gotówki ok. 10 mld euro. – Bank będzie w trudnej sytuacji przez najbliższe dwa lata. Niemniej perspektywy średnioterminowe są pozytywne - zapewnia.

20 marca Bundestag uchwalił kontrowersyjny zapis pozwalający znacjonalizować HRE, nawet w postaci wrogiego przejęcia jako ostateczność. Prawo wprowadza też zapis czasowy. Każde przejęcie musi zacząć się przed czerwcem br. Stąd liczne kontrowersje i powoływanie się na rugi nazistów czy komunistów. Formalnie wszystko może przypieczętować 3 kwietnia wyższa izba parlamentu - Bundesrat.

Utracona cześć

Proponowane prawo pozwoli tym samym przejąć 24 proc. udziałów amerykańskiego miliardera Christophera Flowersa, który na znak protestu pod koniec marca zrezygnował z uczestnictwa w radzie nadzorczej banku. Ostrzegł jednak Niemców, że „nowe prawo zniszczy reputację Niemiec wśród zagranicznych inwestorów”.
Prezes Wieandt odmówił komentarza o stanie negacjami między Amerykanami a resortem finansów. Zapewnił tylko, że plany redukcji zatrudnienia „nie uległy zmianie”. Już w grudniu bank podał, że ograniczy personel o połowę w ciągu trzech lat.

„Liczba zatrudnionych spadnie z 1800 do ok.1000 osób w ciągu trzech lat, w tym dwie trzecie obejmie placówki zagraniczne”, podał zarząd w komunikacie. Teraz przychodzi czas rozstrzygnięć.