W centrum uwagi były jednak nadal raporty kwartalne spółek. Po czwartkowej sesji Google podał lepsze od oczekiwań wyniki, ale analitycy mieli wiele uwag do ich jakości. Przed sesją piątkową również lepsze od oczekiwań raporty opublikował Citigroup i General Electric. Nie znaczy to, ze wyniki były dobre. Nie były, bo Citi opublikował stratę na akcję w wysokości 18 centów na akcję (oczekiwano straty 34 centów), a zysk GE był niższy o 40 procent od tego z zeszłego roku. Jak widać (to zresztą sprawa znana od lat) nie ma to jak odpowiednio przygotowywać prognozy. Jeśli je się wystarczająco zaniży to realny wynik wywołuje wybuch optymizmu. Poza tym zysk Citi wypracowany był w dużym stopniu przez handel obligacjami (podobno to się już nie powtórzy), a bank zapowiedział, że będzie miał dalsze straty na udzielonych kredytach. Kurs Google rósł nieznacznie, GE wyraźnie, a Citi tracił.

Niewiele wniosło do sprawy wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed, ale to właśnie po nim krążący wokół poziomu czwartkowego zamknięcia indeks S&P 500 ruszył na północ. Co dobrego znaleźli gracze w słowach szefa Fed? Na pewno nie mogło cieszyć to, że Bernanke oczekuje długotrwałego, niszczącego wpływu załamania się rynku kredytowego na ceny domów, zamożność gospodarstw domowych i historię kredytową pożyczkobiorców. Za to a pewnością zachwyciło graczy to, że Ben Bernanke pozytywnie wypowiadał się o „innowacjach finansowych” (czytaj derywatach). Powiedział bardzo wyraźnie, że mimo szkodliwości części tych produktów, nie da się po prostu zakazać ich stosowania. Inaczej mówiąc: hulaj dusza, piekła nie ma – różnego rodzaju fundusze hedżingowe i twórcy „wynalazków” mogą się czuć spokojni. Bańka derywatów będzie rosła. Nie można się dziwić, że indeksy zaczęły rosnąć.

Po wystąpieniu szefa Fed indeksy rosły w dosyć umiarkowanym tempie. Widać było, że w rynku nie ma już „pary”. Nic dziwnego, bo w tym tygodniu rynek zaleje istna lawina raportów. W końcówce wzrosła nawet chęć do realizacji zysków. Neutralne zakończenie sesji jest jednak bardzo dobre, bo nie zwiększa przegrzania technicznego rynku. Sesja w USA zakończyła się neutralnie, a wolumen był bardzo duży. To może zapowiadać korektę, ale niekoniecznie dzisiaj.

Reklama

GPW potwierdziła w piątek spostrzeżenia z czwartkowej sesji. WIG20 rozpoczął sesję niewielkim wzrostem, ale natychmiast uderzyła podaż. Chęć zrealizowania zysków była tak duża, że WIG20 bardzo szybko spadał już prawie 3 procent. Wszystko to w sytuacji, kiedy na innych giełdach panował kompletny spokój, a węgierski BUX rósł. GPW najwyraźniej boi się już zarówno oporów technicznych jak i sezonu raportów kwartalnych. Z tego też powodu bardzo słabe były banki, które podobno mają mieć słabe wyniki.

Tak jak i w czwartek doskonałe zachowanie rynków europejskich nieznacznie jedynie poprawiało u nas nastroje. WIG20 zamiast tracić dobrze ponad 2,5 procent tracił nieco mniej niż dwa procent. Widać było, że gracze chcą sprzedawać korzystając z dobrych nastrojów panujących na innych giełdach. Najwyraźniej obawiano się, że jeśli rozpocznie się tam korekta to doprowadzi u nas do prawdziwej przeceny. Ostatnie dwie godziny sesji było już prawdziwym pokazem siły niedźwiedzi. WIG20 spadł 3,7 procent, ale mWIG40 tylko o 0,6 proc. Po ponad czterdziestoprocentowym wzroście WIG20 mocna korekta nie jest niczym dziwnym i powinna być jeszcze przez czas dłuższy kontynuowana (ale nie będzie to tylko i wyłącznie okres spadku indeksów).