Japonia ma długą historię nieefektywnego wprowadzania pakietów stymulujących gospodarkę. Czy tym razem się uda?
Japoński rząd niedawno ujawnił kolejny plan zmierzający do rozruszania gospodarki. Tym razem 150 mld dol. ma być wydanych, bo oznacza największy japoński pakiet do tej pory. Kwota ta stanowi prawie 3 proc. PKB, a celem jest z jednej strony ochrona przed negatywnym wpływem globalnej recesji, a z drugiej pobudzenie wzrostu gospodarczego. Pakiet jest również motywowany politycznie. W 2009 roku w Japonii odbędą się wybory, a partia rządząca stara się zwiększyć swoją popularność.
Ponieważ nie jest to pierwszy plan ratunkowy, łączną wartość dotychczasowych pakietów przekroczyła 4 proc. PKB. Jest to więcej niż średnia dla krajów z Grupy G20, które wsparły swoje gospodarki kwotą 2,6 proc. PKB.
Jakie są główne elementy pakietu? Poprawa bezpieczeństwa na rynku pracy, pożyczki oraz gwarancje na pożyczki, wsparcie dla gospodarstw domowych i miast, obniżki podatków. W teorii pakiet powinien podnieść wzrost gospodarczy o 0,5 proc. W praktyce wdrożenie i finansowanie pakietu będą stanowić najtrudniejszą część. Japonia ma przecież długą historię nieefektywnego wprowadzania pakietów stymulujących gospodarkę. Finansowanie będzie miało znaczny wpływ na rynek obligacji, a nie zapominajmy, że Japonia ma już pewne ograniczenia, jeżeli chodzi o finansowanie. Możliwe, że rząd będzie musiał podnieść podatki, aby utrzymać deficyt budżetowy na dającym się kontrolować poziomie.
Japonia potrzebuje skutecznego pakietu, gdyż deflacyjna recesja wraca. Ale chyba dopiero po wyborach nowy rząd będzie w stanie wykorzystać wprowadzany właśnie program i zapewnić gospodarce solidną podstawę dla rozwoju, jak również walczyć z kolejnym problemem - spadającego wykorzystania mocy przerobowych związanego z malejącym eksportem.
Reklama