Środowa sesja w Warszawie powinna rozpocząć się od wzrostów. Raczej umiarkowanych, niż huraoptymistycznych. Wczorajsze silne odbicie na Wall Street (S&P500 2,1 proc.), po mocnym poniedziałkowym spadku (S&P500 -4,3 proc.), jakkolwiek pokazuje pewną niechęć amerykańskich inwestorów do zdecydowanej realizacji zysków, to nie przesądza o natychmiastowym powrocie do średnioterminowej tendencji wzrostowej.

W tej sytuacji rodzimi gracze powinni zachować pewien dystans do wydarzeń na Wall Street. Szczególnie, że przykład wczorajszej sesji (przedpołudniowe wzrost i realizacja zysków w drugiej połowie notowań), taką ostrożność będzie wzmagał. Podobnie jak notowane rano na zauważalnych minusach kontrakty terminowe na główne amerykańskie indeksy.

W środę nie ma ważnych publikacji makroekonomicznych, które mogłyby rozstrzygnąć o losach sesji. Zarówno dane nt. inflacji bazowej i koniunkturze gospodarczej w Polsce, jak i publikowane dziś dane z Wielkiej Brytanii (m.in. stopa bezrobocia) i USA (indeks cen nieruchomości), są raportami drugiej kategorii, bez większego wpływu na decyzje inwestorów.

Taki wpływ mogą natomiast mieć raporty kwartalne publikowane przez międzynarodowe koncerny. Przed sesją na Wall Street wynikami pochwalą się m.in. AT&T i Boeing. I to one zdecydują o losach sesji na GPW.

Sytuacja techniczna na wykresie indeksu WIG nie uległa istotnym zmianom w ostatnich dniach. Zapoczątkowane w czwartek spadki, są tylko korektą wcześniejszych sześciotygodniowych wzrostów. Do czasu wygenerowania silnych średnioterminowych sygnałów sprzedaży, wciąż scenariuszem bazowym dla indeksu szerokiego rynku pozostaje test strefy oporu 29600,54-30500 pkt. (tworzą ją jesienno-zimowe szczyty oraz 22-miesięczna linia bessy). Układ sił zmieni się dopiero w momencie zamknięcia luki hossy 23581,88-23877,42 pkt., jaka została utworzona 23 marca br. na wykresie dziennym.

Reklama