Proponowana dyrektywa zakłada, że zarządzający tymi funduszami będą mieli dostawać rodzaj certyfikatów, umożliwiających sprzedawanie oferowanych produktów inwestycyjnych w całej Unii Europejskiej. Ponadto poddani oni będą szeregowi przepisów, które mają zagwarantować przejrzystość działania funduszy i nadzorowi, który ma ograniczyć podejmowane ryzyko.

Przepisy mają objąć wszelkie fundusze, których portfolio przewyższa 100 mln euro. Limit 500 mln euro ma obowiązywać w stosunku do funduszy private equity uznanych za mniej ryzykowne, gdzie klienci obowiązują się zachować kapitał na co najmniej pięć lat. To wynik kompromisu - tłumaczył na konferencji prasowej unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego Charlie McCreevy - między zwolennikami jak najszerszej i jak najmniejszej regulacji sektora.

Komisarz zapewnił, że ustalone progi oznaczają objęcie regulacją 90 proc. aktywów tych funduszy w UE. Ich wartość szacuje się na 2 bln euro.

Ściśle rzecz biorąc, propozycja dotyczy nie samych funduszy, ale zarządzających nimi w UE. McCreevy jest już krytykowany za to rozwiązanie, które może zostawiać otwartą furtkę do oferowania w UE produktów zagranicznych funduszy spekulacyjnych. Dlatego niemal pewne są zmiany tych przepisów w pracach nad dyrektywną w Parlamencie Europejskim i między rządami państw członkowskich.

Reklama

"Wszyscy członkowie G20 zgodzili się, by iść w kierunku odpowiedniej regulacji wszystkich elementów rynków finansowych" - podkreślił na konferencji prasowej McCreevy, który sam długo był przeciwnikiem regulacji na poziomie UE ryzykownych funduszy inwestycyjnych.

KE ugięła się dopiero pod naciskiem Parlamentu Europejskiego, kiedy rozpoczęty w USA kryzys finansowy zaatakował UE. Wielkim orędownikiem regulacji sektora finansowego jest też Francja; Wielka Brytania zaś - przeciwnikiem, bowiem boi się utraty wpływów z centrum światowych finansów, jakim jest londyńskie City.

Już we wrześniu eurodeputowani wzywali KE przede wszystkim do skuteczniejszej regulacji niektórych rodzajów inwestycji (jak fundusze hedgingowe i fundusze private equity), które nie są objęte nadzorem w takim stopniu, jak inni gracze na rynku. Apelowali też o większą przejrzystość systemu finansowego i powstrzymanie takich transakcji spekulacyjnych, które zagrażają finansowej stabilności przedsiębiorstw. Obecnie - ich zdaniem - jest zbyt wiele zachęt do krótkoterminowych zysków, bez względu na długoterminową perspektywę działania przedsiębiorstw.

KE dostrzegła zachęty do takiego postępowania także w systemie wynagrodzeń kadry menedżerskiej oraz w ogóle w sektorze finansowym. W ogłoszonych w środę zaleceniach zaapelowała, by banki nie zachęcały swoich traderów do nadmiernie ryzykownych operacji.

"Nie jest ani rozsądne, ani zdrowe, że zachęty płacowe sprzyjają podejmowaniu nadmiernego ryzyka nakierowanego na krótkoterminowy zysk" - powiedział McCreevy.

Zalecenia nie będą miały wiążącego charakteru, co oznacza ryzyko, że będą zignorowane tak jak podobny dokument wydany przez KE w 2004 r. By tego uniknąć, McCreevy zapowiedział, że w czerwcu ogłosi propozycję nowelizacji dyrektywy o wymogach kapitałowych. Jeden z przepisów ma upoważnić krajowe nadzory finansowe do interwencji, jeśli banki będą prowadziły zachęcającą do nadmiernego ryzyka politykę płacową.

Oddzielny zestaw wytycznych dotyczy szefów firm notowanych na giełdzie i ma na celu wyeliminowanie gigantycznych odpraw wypłacanych menedżerom nawet w sytuacji, kiedy kierowali firmą przez kilka miesięcy i zostawili ją w fatalnej sytuacji finansowej. KE apeluje o ograniczenie wysokości odpraw do dwuletnich zarobków, a także m.in. restrykcje w zbywaniu korzystnych pakietów akcji dla kadry zarządzającej.

W październiku ubiegłego roku ministrowie finansów "27" postanowili zainterweniować w tej sprawie, zdając sobie sprawę, że w dobie kryzysu finansowego kwestia zarobków i odpraw wypłacanych menedżerom stała się jeszcze bardziej drażliwa. Zażądali we wspólnej deklaracji większej kontroli akcjonariuszy nad zarobkami menedżerów najwyższego szczebla, przejrzystości tych zarobków oraz ich większego uzależnienia od długoterminowych wyników finansowych przedsiębiorstw, co zostało odzwierciedlone w wytycznych KE.

O zlikwidowanie przepaści między zarobkami przeciętnych pracowników a kadry zarządzającej od dawna apelują europejskie związki zawodowe. Według obliczeń związkowców 20 najlepiej opłacanych szefów europejskich przedsiębiorstw zarabia 300 razy więcej (ok. 8,5 mln euro rocznie) niż przeciętny pracownik.