Chodzi o zakłady przemysłowe włączone do unijnego systemu handlu emisjami (ETS). Rok 2008 był pierwszym rokiem drugiej fazy działania systemu, w której celem jest ograniczenie emisji o 6,5 proc.

Unijny komisarz ds. środowiska Stawros Dimas uznał zeszłoroczny wynik za "zachęcający" oraz za dowód, że unijny system funkcjonuje dobrze. Wezwał inne kraje do wprowadzenia podobnych systemów u siebie, co pozwoliłoby - po połączeniu z ETS - na powstanie światowego rynku emisji CO2.

Także polskie zakłady ograniczyły w zeszłym roku emisję: z 209,6 do 204,1 mln ton. To jednak i tak więcej niż przyznany przez KE za darmo zeszłoroczny limit, wynoszący 200,9 mln ton. Różnica oznacza, że prawa do części emisji polskie zakłady musiały dokupić na rynku. Liczba polskich zakładów uczestniczących w ETS wyniosła 858.

Znacząco wzrosły tymczasem w zeszłym roku emisje Belgii, Wielkiej Brytanii oraz Holandii. W sumie unijne zakłady uczestniczące w ETS wyemitowały 2,06 mld ton CO2.

Reklama

Unijny system rozdziału limitów emisji (tzw. kwot) i handlu nimi działa od 2005 roku i ma się przyczynić do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Idea jest prosta: kto zanieczyszcza środowisko ponad przyznany limit, musi kupić dodatkową kwotę na wolnym rynku, albo zmienić technologię i ograniczyć emisję CO2.

ETS obejmuje przedsiębiorstwa z branży energetycznej, metalurgicznej, produkcji szkła, cementu i papieru; dołączone do niego zostanie także lotnictwo.

Polska i KE pozostają w sporze przed unijnym sądem w Luksemburgu w sprawie decyzji KE z 2007 r. co do ogólnej kwoty emisji dla Polski. KE przyznała Polsce maksymalnie 208,5 mln ton rocznego limitu emisji CO2 na lata 2008-2012. Polski rząd oczekiwał tymczasem limitu 284,6 mln ton. Zaskarżenie decyzji nie uwolniło jednak Polski od obowiązku dostosowania do obciętych limitów emisji CO2.