Co do sezonu wyników nie można powiedzieć, iż wyniki były naprawdę dobre. W większości przypadków mieliśmy jednak spadek zarówno przychodów jak i zysków w relacji do drugiego kwartału ubiegłego roku. Spora część firm uprzedzała inwestorów, iż otoczenie biznesowe pozostaje niepewne, a nawet te banki, które zarobiły na większej aktywności tradingowej informował o perspektywie pogorszenia się portfeli kredytowych. To wszystko było jednak mniej więcej oczekiwane, a do tego pojawiło się kilka pozytywów jak generalnie wyższe zyski banków z tradingu, symptomy ożywienia w Intelu i IBM czy wreszcie ostatnio lepsze wyniki grupy Volkswagen. Najważniejsze jest jednak chyba to, że nie było zdecydowanie negatywnych zaskoczeń. Żadna z firm o globalnym zasięgu nie poinformowała o wynikach, które mogłyby stawiać jej funkcjonowanie pod znakiem zapytania.

W tym tygodniu wyniki spółek raczej nie przyciągną większej uwagi inwestorów – poda je kilka banków europejskich takich jak BNP Paribas Societe Generale i The Royal Bank of Scotland, a także telekomy we Włoszech i Niemczech (dziś rano wyniki podał już brytyjski Barclays, były one słabsze od oczekiwań rynku, choć zysk netto wzrósł o 10% w relacji rocznej na wyższych zyskach z bankowości inwestycyjnej). Zdecydowanie atrakcyjniej prezentuje się kalendarz danych makroekonomicznych. Najważniejsze z nich to aktywności w przemyśle i usługach w amerykańskiej gospodarce oraz dane o zatrudnieniu w USA za lipiec.

ISM dla przemysłu w USA notował wzrost w każdym miesiącu tego roku sugerując stopniowe wychodzenie z recesji i nasuwając liczne skojarzenia z sytuacjami historycznymi, kiedy wyraźniejsze wzrosty tego indeksu zapowiadały ożywienie gospodarcze i sygnalizowały hossę na rynkach akcji. Po dobrych danych dla Europy i Japonii każdy odczyt słabszy niż oczekiwane 46 pkt. będzie poważnym rozczarowaniem i chyba potrzeba będzie wyraźnie lepszych danych aby uznane zostały za pozytywne zaskoczenie (w czerwcu indeks miał wartość 44,8 pkt., dopiero wartość powyżej 50 pkt. oficjalnie oznacza ożywienie gospodarcze). Te dane już dziś (godzina 16.00), podobnie jak identyczne indeksy (PMI) w Wielkiej Brytanii (o godzinie 10.28, oczekuje się wzrostu z 47 do 47,7 pkt.) i potwierdzenie wstępnych szacunków dla strefy euro (godzina 9.58, 46 pkt.). W środę te same indeksy, ale dla sektora usług. Ich waga jest nieco mniejsza i mają „za zadanie” jedynie potwierdzić ewentualny pozytywny sygnał publikowanych dziś danych dla przemysłu. Rynek oczekuje wzrostu indeksu w USA z 47 do 48,2 pkt., w Wielkiej Brytanii z 51,6 do 51,8 pkt., zaś w strefie euro z 44,7 do 45,6 pkt.

Nieco większy problem rynek będzie miał z danymi o zatrudnieniu (w piątek dane rządowe, w środę ADP). Przypomnijmy, iż po dobrych danych za maj, dane za czerwiec rozczarowały. Teraz rynek oczekuje wyraźnej poprawy (konsensus na rządowe dane zakłada spadek zatrudnienia o 350 tys., czyli o 117 tys. mniej niż w czerwcu, ADP miało by pokazać poprawę o 123 tys.), co oznacza, że rynek zinterpretował majową poprawę jako trwała, a czerwcowe pogorszenie jako odchylenie. Jako że trwała poprawa na rynku pracy wcale nie wydaje się taka oczywista relatywnie łatwiej będzie o rozczarowanie.

Reklama

Podsumowując, po kluczowej części sezonu wyników finansowych rynki są niemal w szampańskich nastrojach (co widać nie tylko w notowaniach na rynkach akcji, ale także walut z rynków wschodzących) i dane makroekonomiczne za lipiec w USA muszą okazać się równie szampańskie jeśli ten stan rzeczy ma się utrzymać.