Podobnie, jak na rynkach giełdowych koniec kwartału jest znamiennym dla rynku złotego. Silne wzrosty, a następnie gwałtowne spadki kursów walut to pokaz siły inwestorów posiadających dużę pozycje walutowe. Wiadomo, że inwestorzy z Londynu, np. banki inwestycyjne, posiadające krótką pozycję w złotym (np. kupioną opcję CALL na EUR/PLN) o bliskiej dacie wygaśnięcia, będą dążyli do osłabienia złotego, zlecając zakup EUR/PLN. Ich celem jest maksymalizacja zysku z posiadanej pozycji. Im słabszy złoty, tym większy zysk. Przy opcji na kwotę 400 mln euro wzrost kursu EURPLN o jeden grosz to dla posiadacza długiej pozycji w euro zysk na poziomie 4 mln złotych. Inwestując pewną część tej kwoty jako depozyt zabezpieczający i przeprowadzając transakcje sprzedaży złotego w godzinach niskiej płynności rynku można doprowadzić do bardzo silnego osłabienia złotego, dzięki przełamaniu ważnych technicznie poziomów i automatycznej realizacji zleceń stop loss. W ten sposób uzyskamy nie chwilowe, ale trwałe przesunięcie rynku. W pierwszym półroczu przyzwyczailiśmy się, że na koniec każdego miesiąca złoty poddawał się silniej deprecjacji. Jej przyczyna tkwiła właśnie w podobnym mechanizmie wynikającym z kumulacji rozliczenia transakcji walutowych o dużych nominałach.

Przez wakacje mechanizm zaniżania wartości złotego na koniec miesiąca zanikł. Nasza waluta znalazła się w trendzie wzrostowym dzięki poprawie czynników fundamentalnych i malejącej awersji do ryzyka na globalnych rynkach. Nadwyżka na rachunku obrotów bieżących, mniejsze napięcia budżetowe i dodatnie PKB w pierwszym półroczu przekonały uczestników rynków, że przecena PLN nie była uzasadniona. Dodatkowo jeszcze pojawiły się opinie, że większość z toksycznych opcji i forwardów uległa rozliczeniu, a zatem gra na osłabienie złotego była coraz mniej uzasadniona. Rynek PLN podążał w kierunku zbieżnym z zachowaniem inwestorów na rynkach kapitałowych. Powróciła dodatnia korelacja z kursem EUR/USD i EUR/JPY oraz typowe powiązania z tendencjami na rynku obligacji. W ostatnich dwóch tygodniach korelacja pomiędzy złotym, a pozostałymi rynkami finansowymi została zaburzona. Złoty stał się najsłabszą walutą regionu. Stabilne kursy czeskiej korony i węgierskiego forinta, umacniający się rosyjski rubel (przeciwko, któremu interweniuje Bank Rosji) i wysokie notowania EUR/USD nie wzmacniają złotego. Od dwóch tygodni złoty jest nienaturalnie słaby.

To wszystko skłania ku przypuszczeniom, że podobnie jak to miało miejsce w pierwszym kwartale oraz w ostatnich dniach stycznia i maja, osłabienie złotego jest efektem gry inwestorów przeciwko złotemu. W komentarzach dealerów walutowych pojawiają się opinie, że zlecenia sprzedaży złotego pochodzą ze strony zagranicznych inwestorów (Londyn). Pojawiły się również pogłoski, że jeden z dużych uczestników rynku posiada transakcje opcyjną zapadającą w najbliższych dniach. Wiadomo również, że część „toksycznych” opcji, zostało zrolowane na późniejsze terminy, w tym również na koniec września. Stad uzasadnione wydają się przypuszczenia, że obecna deprecjacja złotego ma charakter typowo spekulacyjny. Celem inwestorów sprzedających naszą walutę jest jej maksymalne osłabienie, na moment zapadalności transakcji. Nie jest to zadanie zbyt trudne, bo pod koniec miesiąca pojawia się popyt na waluty ze strony importerów i innych podmiotów posiadających zobowiązania. Dodatkowo jeszcze osłabienie złotego wzmacniają spekulacje o wypłacie dywidendy przez PZU dla Eureko. W rezultacie inwestorzy grający przeciwko złotemu mogą niewielkim kosztem osiągnąć swój cel, a dzięki obecnej korekcie zasieją obaw o dalszy kierunek złotego (zmiana trendu?) i wycofają się z długich pozycji w walucie bez szwanku.

Analogicznie do przeszłości, transakcje pochodne rozliczą się do końca września. Przypuszczam, że już na początku października przekonamy się, że obecne osłabienie złotego nie ma głębszych podstawy i jest korektą związaną z „efektem końca miesiąca”. Moim zdaniem złoty powróci na mocniejsze poziomy za kilkanaście dni.

Reklama