Od momentu wejścia do UE w Polsce można płacić w sklepach w obcej walucie. Nie jest to jednak popularny sposób regulowania należności. Rachunki w euro stanowią do 6 proc. wszystkich płatności w sklepach.

W polskich sklepach można płacić w euro już od kilku lat. Rozwiązania prawne dopuszczające dokonywanie rozliczeń w walutach obcych obowiązują bowiem w naszym kraju od dnia wejścia Polski do Unii Europejskiej. Mimo tego wciąż nie jest to popularny sposób regulowania sklepowych płatności. Rachunki w euro stanowią obecnie od 1 do 6 proc. wszystkich płatności w sklepach. Być może powodem tego jest wciąż ograniczona liczba placówek handlowych oferujących taka usługę. Obecnie w euro płacić możemy w zasadzie w super- i hipermarketach spożywczych oraz na stacjach benzynowych. Powoli też płatności w obcej walucie pojawiają się w lokalach gastronomicznych. W sieciach odzieżowych i obuwniczych na próżno jednak szukać takiej usługi. Chyba że w lokalnych, położonych blisko granicy sklepach. Jest to zresztą usługa, która na większą skalę występuje właśnie w punktach handlowych zlokalizowanych w pobliżu przejść granicznych. W centralnej Polsce to wciąż rzadkość.

– Płatności w euro przyjmujemy w sklepach w Szczecinie, Zielonej Górze, Legnicy i Wrocławiu. W tej walucie można płacić tylko w wybranych kasach – informuje Dorota Patejko z biura prasowego Auchan.

Jak dodaje, na razie firma nie planuje wprowadzać tej usługi w innych swoich marketach.

Powodem jest brak widocznych sygnałów o tym, że istnieje na nią zapotrzebowanie.

Reklama

Sygnał od swoich klientów otrzymała natomiast spółka Media Saturn Holding Polska, właściciel marketów z elektroniką użytkową działających pod szyldem Media Markt i Saturn, i latem do swoich sklepów wprowadziła usługę płatności w euro.

– Wdrożyliśmy ją podczas tegorocznych wakacji. Nie jest ona dostępna we wszystkich naszych sklepach, a jedynie w 20 marketach położonych najbliżej granicy. W euro można płacić więc w sklepach Opola, Krakowa, Szczecina i Wrocławia – wyjaśnia Wioletta Batóg ze spółki Media Saturn Holding Polska.

Jak dodaje, za zakupy w euro należność jest pobierana od klientów tylko w jednej, wybranej kasie na terenie marketu.

Są już jednak sieci w Polsce, w których w europejskiej walucie zapłacimy we wszystkich należących do niej sklepach, a do tego w każdej kasie. Jedną z nich jest brytyjskie Tesco.

– Zdecydowanie najwięcej płatności w euro odbywa się w naszych sklepach przy zachodniej granicy. Nasza oferta i ceny są znacznie atrakcyjniejsze od tych za granicą, a jeżeli doliczymy do tego kursy walut, to okazuje się, że na duże zakupy do Tesco warto przyjechać nawet z miejscowości oddalonej o kilkaset kilometrów od granicy – mówi Michał Kubajek z biura prasowego Tesco Polska.

A kto najczęściej płaci w euro? Z danych sieci spożywczych wynika, że są to mieszkańcy Niemiec. Ostatnio jednak, jak zauważa Michał Kubajek, rośnie też liczba Słowaków. Na zakupy do polskich sklepów przyjeżdżają też Francuzi oraz Duńczycy. Bywa jednak, że coraz częściej za zakupy w euro płacą też nasi rodacy.

– Są to najczęściej osoby, które pracują za granicą i wynagrodzenie otrzymują w obcej walucie – dodaje Wioletta Batóg.

Ale zdarzają się też przypadki, że w euro płacą zwykli klienci, na co dzień mieszkający i pracujący w naszym kraju. Płacą w euro, ponieważ dzięki temu oszczędzają czas potrzebny na wymianę w kantorze pieniądzy, które np. zostały im z wakacji.

Zasady płatności w euro są zwykle podobne. Kwota rachunku jest najczęściej przeliczana na wspólną walutę według średniego dziennego kursu Narodowego Banku Polskiego.

– W naszym przypadku brany jest pod uwagę średni kurs BRE Banku, z którym współpracujemy – wyjaśnia Wioletta Batóg.

Mimo że płatności pobierane są w euro, to reszta wydawana jest w złotych.

Na małą popularność płacenia rachunków w obcej walucie może mieć wpływ także to, że regulować należność można tylko w banknotach. Bilon nie jest mile widziany, bo banki niechętnie przyjmują w nim utarg.

– Pobierają dodatkową opłatę za bilon, co oznacza, że jego przyjmowanie przez sklepy nie jest opłacalne – podkreśla Wioletta Batóg.