W USA wydawało się, że po sporych, ponad 1,5 procentowych spadkach w piątek, kiedy sesja była skrócona o 3 godziny, indeksy w poniedziałek odbiją. Przecież jedynym powodem tego piątkowego spadku była „sprawa Dubaju”. Powodem słabości rynku były wyniki sieci sprzedaży w USA w pierwszych dniach sezonu sprzedaży świątecznej.

Rynek akcji nie bardzo wiedział, co ma robić. Indeksy rozpoczęły sesję od małego wzrostu, spadły, znowu wzrosły i w końcu niedźwiedzie przeważyły. Nie do końca jednak, bo po 2,5 godzinach sesji indeksy zaczęły redukować skalę spadków. W ostatnich dwóch godzinach pomagała bykom drożejąca już wtedy całkiem mocno ropa. Sesja zakończyła się umiarkowanym wzrostem indeksów, ale to nie jest tryumf byków. Po dużym spadku w piątek jedynie równie duża zwyżka (szczególne w ostatnim dniu miesiąca) byłaby ich prawdziwą wygraną. Wygląda na to, że fundusze chcą po prostu jakoś doczołgać się w niezłej formie do końca roku.

GPW rozpoczęła poniedziałkowy handel od blisko dwuprocentowego wzrostu, ale bardzo szybko okazało się, że pesymizm panujący na europejskich giełdach i fakt, że nasz rynek praktycznie nie miał czego odrabiać doprowadziły do zwrotu. Po tym zwrocie WIG20 ugrzązł na poziomie około 0,8 proc. wyższym od piątkowego zamknięcia. Można powiedzieć, że rynek po prostu odrobił straty z piątku. Oczywiście publikacja danych o PKB nie miała najmniejszego wpływu na zachowanie rynku. Media mówiły o sukcesie wzrostu PKB o 1,7 procent, ale ten sukces wcale nie był taki oczywisty. PKB wyrównany sezonowo wzrósł tylko o 1 procent, a przecież, wcześniej, w drugim kwartale, wzrósł o 1,3 procent. De facto dynamika wzrostu zwolniła. Poza tym nadal w największym stopniu do tego wzrostu przyczyniła się różnica między eksportem i importem. Dodała 3 pkt. proc. – gdyby eksport był równy importowi to widzielibyśmy spadek PKB o 1,3 proc. Można się cieszyć, że nie ma recesji, ale trzeba się martwić tym, że jest praktycznie stagnacja, bo w Polsce wzrost mniejszy niż 4-5 proc. jest właśnie stagnacją szkodzącą rynkowi pracy.

Po wielogodzinnym okresie marazmu, po pobudce w USA indeksy ruszyły na północ, bo poprawiła się sytuacja na rynku kontraktów terminowych w USA. Taki stan nie utrzyma się długo i indeks znowu zaczął się osuwać, ale w samej końcówce (częściowo dzięki dobrym danym makro napływającym z USA) WIG20 wzrósł o 1,5 proc. Niestety bardzo mały był obrót. Na naszej giełdzie to co prawda o niczym nie świadczy, ale zdecydowanie lepiej by było, gdyby wzrost poparty został obrotem.