Jeśli dług publiczny przekroczy 55 proc. PKB, rząd będzie musiał znacząco obniżyć deficyt budżetowy, co może wpłynąć na obniżenie tempa wzrostu gospodarczego. Na pewno opóźni to wejście Polski do strefy euro.

Przekroczenie 55-proc. progu zadłużenia oznaczałoby konieczność znalezienia ok. kilkudziesięciu mld zł dodatkowych dochodów lub konieczność cięć w wydatkach na taką skalę. Oszczędności musiałyby objąć wszystkie możliwe działy budżetu państwa. Wielu wydatków rząd jednak nie mógłby ograniczyć, bo ok. 70–80 proc. wszystkich wydatków to wydatki sztywne. Redukcja deficytu – zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, profesora SGH – wymaga mądrych reform strukturalnych (na co niestety się nie zanosi) lub cięcia wydatków (co jest mało prawdopodobne z powodu wyborów) lub podwyżek podatków.

Skutki ustawowe

Przekroczenie 55-proc. progu relacji długu publicznego do PKB – jak wyjaśnia dr Michał Bitner z Instytutu Nauk Prawno-Administracyjnych Uniwersytetu Warszawskiego – powoduje wiele skutków, z których najistotniejszym jest ograniczenie deficytu budżetu państwa w budżecie na kolejny rok.
– Różnica między dochodami i wydatkami budżetu ma zapewniać zmniejszenie przewidywanej relacji długu Skarbu Państwa do PKB w stosunku do relacji ostatnio ogłoszonej. Stopa wzrostu wielkości długu Skarbu Państwa musi być więc mniejsza niż stopa wzrostu nominalnego PKB (czyli w cenach bieżących) – mówi ekspert.

Spadek dochodów obywateli i firm

Reklama

Konsekwencje przekroczenia progu 55 proc. odczuliby zarówno obywatele, jak i firmy. Jak tłumaczy Michał Bitner, niezależnie od tego, czy zmniejszane będą wydatki, czy też zwiększane dochody, w odpowiednim stopniu nastąpi spadek dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. Rysuje się więc następujący scenariusz: spadną wydatki konsumpcyjne, oszczędności i inwestycje w gospodarstwach domowych. W firmach zahamowane zostaną inwestycje. W konsekwencji tempo wzrostu PKB będzie niższe niż w sytuacji, gdyby do przekroczenia progu zadłużenia nie doszło.



Mniejsze inwestycje

Eksperci przekonują, że w sytuacji przekroczenia progu 55 proc. i konieczności równoważenia budżetu można by ograniczać jedynie wydatki elastyczne, a przede wszystkim inwestycyjne (większość wydatków budżetu państwa to wydatki sztywne). Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, gdyby rząd zdecydował się na walkę z deficytem poprzez podwyżkę podatków, to mogłoby to mieć negatywny wpływ na popyt wewnętrzny, ponieważ wyższe podatki oznaczają mniej pieniędzy pozostawionych w kieszeniach konsumentów, czyli niższą prywatną konsumpcję. Z kolei oczekiwania niższego popytu konsumpcyjnego mogą wpływać negatywnie na plany inwestycyjne przedsiębiorstw. Rybiński dodaje, że olbrzymie potrzeby pożyczkowe budżetu (ponad 80 mld zł w 2010 roku) mogą też skutecznie wypychać z rynku kredytowego prywatnych przedsiębiorców, podnosząc koszt kredytu i czyniąc inwestycje mniej opłacalnymi.

Strefa euro się oddala

Zdaniem profesora SGH, jeżeli dług publiczny przekroczy 55 proc. PKB (co bez zmiany definicji długu jest prawie pewne), wówczas albo rząd podejmie radykalne reformy, co jest mało prawdopodobne w świetle wyborów w latach 2010–2011, albo dojdzie do kreatywnej księgowości na olbrzymią skalę. Te działania – jak podaje – to na przykład wypychanie długu publicznego do agencji i funduszy rządowych (na przykład Krajowego Funduszu Drogowego) lub rozmontowywanie reformy emerytalnej, czyli ponowne chowanie pod dywan ujawnionej części długu emerytalnego. – W tym drugim, bardziej prawdopodobnym scenariuszu wejście do strefy euro znacząco się opóźni, bo fakt przesunięcia długu z jednej kieszeni do drugiej nie zmienia faktu, że trzeba go spłacić – mówi Krzysztof Rybiński. W kolejnych latach należałoby się też spodziewać coraz wyższych stóp procentowych, czyli coraz większych kosztów obsługi długu, co wobec już olbrzymiego udziału wydatków sztywnych będzie oznaczało, że coraz mniejszą część wydatków budżetu będzie można przeznaczyć na cele rozwojowe. – Bez ambitnych reform grozi nam scenariusz umiarkowanego wzrostu (w trendzie około 3–4 proc.) z wysokim długiem publicznym. W tym scenariuszu nigdy nie przyjmiemy euro – prognozuje ekspert. Dostrzega on jednak szansę na poprawę. – Gdyby podjęto reformy, można by osiągnąć wzrost rzędu 7–8 proc., przyjąć euro i dogonić Niemcy pod względem poziomu życia już w 2020 roku – mówi.
Zdaniem Michała Bitnera skutki przekroczenia progu 55 proc. są na tyle poważne, że w krótkim okresie należy więc zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. – Skoro wysokość relacji zależy od zmiennych zależnych nie tylko od polityki fiskalnej (wzrost PKB), to najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest zmiana regulacji prawnych, tzn. zmiana ustawy o finansach publicznych, a w szczególności albo procedur sanacyjnych, albo krajowej definicji długu publicznego (w tym długu Skarbu Państwa) – stwierdza Michał Bitner. Dodaje, że to nie rozwiązuje oczywiście zasadniczego problemu strukturalnej nierównowagi centralnego podsektora finansów publicznych w Polsce, ale umożliwia jednak przeprowadzenie terapii innej niż szokowa.

O ile trzeba zmniejszyć wydatki lub zwiększyć dochody

dr Michał Bitner, Uniwersytet Warszawski: Załóżmy np., że dług Skarbu Państwa wyniesie w danym roku 700 mld zł, dług publiczny 700 mld zł, zaś PKB 1340 mld zł. Ogłoszona relacja długu publicznego do PKB wynosi zatem ok. 55,2 proc., zaś relacja długu Skarbu Państwa do PKB - ok. 55,2 proc. Załóżmy również dla uproszczenia, że kurs złotego w stosunku do walut, w których nominowany jest nasz dług zagraniczny, nie ulega zmianie, oraz że deficyt budżetu jest jedynym źródłem potrzeb pożyczkowych budżetu państwa (w rzeczywistości potrzeby te są większe przede wszystkim o kilkanaście miliardów złotych tzw. ujemnego salda przychodów z prywatyzacji i ich rozdysponowania, a w przyszłości także o wielkość deficytu budżetu środków europejskich). Jeżeli zatem prognozowana stopa nominalnego wzrostu PKB wynosi 2 proc., to dług Skarbu Państwa może wzrosnąć o mniej niż 14 mld zł, a więc taka może być maksymalna wielkość deficytu (przy przyjętych założeniach). Jeśli natomiast odrzucimy upraszczające założenia (przy pozostawieniu założenia o stabilności kursu złotego), odpowiednio redukujemy wielkość deficytu (dochodząc być może do wniosku o konieczności uchwalenia budżetu z nadwyżką). Skoro zaś nie możemy zrezygnować z finansowania projektów unijnych ani rozchodów związanych z reformą ubezpieczeń społecznych, skala redukcji planowanego deficytu budżetu państwa (zwiększania planowanej nadwyżki) musi być odpowiednio większa. Jeśli optymistycznie przyjmiemy, że wystarczy przyjęcie budżetu zrównoważonego, to musimy dokonać redukcji wydatków (albo zwiększenia dochodów) o kilkadziesiąt miliardów złotych (planowany na rok 2010 deficyt budżetu – bez deficytu środków europejskich – wynosi 52 mld zł).