Tysiące hektarów odłogiem leżącej ziemi, wiele kiepskich z rolniczego punktu widzenia gleb, tysiące – jeśli nie miliony – ton odpadów pochodzenia rolniczego i z przemysłu spożywczego. Polska ma potencjalnie bardzo dobre warunki dla rozwoju bioenergetyki.
A to niejedyne powody, dla których powinniśmy jako kraj interesować się tym kierunkiem energetyki. Najistotniejsze mogą się okazać coraz bardziej zaostrzane wymogi ochrony atmosfery przed emisją dwutlenku węgla. Biogazownie emisji tej wprawdzie nie eliminują, ale ujemne skutki ich pracy równoważone są „produkcją” tlenu przez rośliny, przeznaczane do energetycznego wykorzystania. Taka energetyka Unii Europejskiej bardziej się podoba.
Biogazownie nie są, oczywiście, w stanie zastąpić energetyki konwencjonalnej (pracującej np. na węglu) ani jądrowej. Produkcja biogazu, który może być potem spalany w silnikach albo przetwarzany na energię elektryczną w wielu krajach, z powodzeniem uzupełnia lokalne bilanse energetyczne. A przy okazji staje się dodatkowym źródłem przychodów rolników i stymulatorem rozwoju biznesu.
Skoro jest tak wiele korzyści, dlaczego trzeba przekonywać do rozwoju bioenergetyki? Po części jest to kwestia wiedzy i świadomości. Wciąż trochę trudno uwierzyć, jak wiele energii można dziś uzyskiwać w biogazowniach. Trudno też nam przyjąć, że dzięki nowoczesnym rozwiązaniom technicznym biogazownie mogą być mało uciążliwe dla środowiska, w przeciwieństwie zresztą do samych odpadów rolnych.
W większym stopniu rozwój biogazowni zależy od dobrej koordynacji różnych obszarów polityki gospodarczej, dotyczącej m.in. preferencji w produkcji rolnej czy możliwości przyłączania biogazowni do sieci energetycznych. Dlatego budowa biogazowni, choć opłacalna, jest często o wiele bardziej skomplikowanym projektem niż budowa np. farmy wiatrowej.
Reklama