Tak, rzeczywiście zdementowały, ale mówienie, że to był poważny powód dla gwałtownych ruchów na rynkach jest nieporozumieniem. Mógł być jedynie jednym z pretekstów wyzwalających popyt.

Przecież, gdyby to dementi miało tak olbrzymie znaczenie to kurs EUR/USD powinien od rana wprost eksplodować. Tak się nie stało. Owszem, tuż po dementi (w nocy) kurs rósł, ale w czasie dnia bez przerwy się osuwał i na początku sesji w USA zyskiwał jedynie pół procent i był niewiele niżej nad bardzo poważnych wsparciem. Dopiero początek handlu na amerykańskich rynkach akcji zaczął ten kurs podnosić. Podnosiło coraz szybciej aż do poziomu o prawie dwa procent wyższego od środowego zakończenia handlu.

Nie miały wpływu na nastroje opublikowane w czwartek dane makro. Były bowiem niejednoznaczne (znowu). Ilość nowych wniosków o zasiłek złożono w ostaniem tygodniu spadła z 472 do 460 tys., ale była nadal bardzo duża - oczekiwano większego spadku. Poza tym znowu wzrosła 4. tygodniowa średnia. To były słabe dane. Drugie przybliżenie danych o PKB w pierwszym kwartale też nie było impulsem dla byków. Oczekiwano weryfikacji w dół z 3,3 na 3,2 proc., a było to 3,0 proc. Owszem, to też nie dramat, ale w innym nastroju niedźwiedzie by tę weryfikację wykorzystały.

Widać, że u podłoża tak znacznej poprawy nastrojów nie było chińskie dementi. Przecież w środę indeksy na amerykańskich giełdach już przed informacją Financial Times zachowywały się bardzo słabo. Informacja postawiła tylko kropkę nad i. Odreagowanie z pewnością się należało, ale trzyprocentowe wzrosty indeksów nie były prostym odreagowaniem. Jeśli doda się jednak do chińskiego pretekstu wypowiedzi Jamesa Bullarda, szefa Fed z St. Louis: europejskie problemy nie będą miały wpływu na resztę świata, a Azja i USA podtrzymają globalne ożywienie (nie wierzę w tę tezę) oraz wypowiedzi bardzo znanego inwestora Bartona Biggsa (rynek czeka kilkudniowy wzrost), doda się kluczowy dzień odwrotu (wtorek) i techniczne wyprzedanie to sytuacja staje się jasna.

Reklama

Rynek akcji dojrzał do korekty całego spadku. Pociągnął za sobą rynek walutowy i surowcowy, a to zwrotnie wpłynęło znowu pozytywnie na rynek akcji. Powstało sprzężenie zwrotne o dużym wzmocnieniu, a to musiało się zakończyć potężnymi wzrostami indeksów. To jest początek korekty trwającej od połowy kwietnia zniżki. Nie wiemy jednak jeszcze tego, czy te wzrosty kończą całą spadkową korektę hossy, czy też rozpoczynają prawdziwą jej falę B (wzrostowa), po której przyjdzie jeszcze duża spadkowa C. Bardzo dużo będzie teraz zależało od publikowanych w czerwcu danych makro.

GPW rozpoczęła czwartkową sesje neutralnie. Po bardzo dużym wzroście podczas środowej sesji widać było niepewność i chęć do zrealizowania choćby części zysków. Dlatego też, wtedy, kiedy w Europie indeksy przez chwilę zaczęły się osuwać, WIG20 przez krótki czas spadał około pół procent, ale potem entuzjazm płynący z europejskich giełd zaczął popytowi i u nas pomagać. Po południu WIG20 już całkiem wyraźnie rósł. Potem rynek wszedł w stan wyczekiwania, z którego wyszedł górą tuż przed publikacją danych w USA, ale dane nie usatysfakcjonowały optymistów, więc wybicie załamało się. Sesję kończyliśmy wtedy, kiedy w USA indeksy rosły jeszcze umiarkowanie, więc WIG20 wypracował jedynie jednoprocentowy wzrost prawie dotykając kluczowego poziomu 2.400 pkt. Jest wysoce prawdopodobne, że dojdzie do wybicia z kanału trendu spadkowego, a to będzie klasyczny sygnał kupna. Pojawią się też sygnały kupna na oscylatorach.