Potakuj, obiecuj to, czego i tak nie możesz dać, a po cichu rób swoje. Jeśli prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz wyznaje jakieś credo, powyższe pasuje jak ulał. Oskarżany o umizgiwanie się do Rosji po stu dniach rządów okazał się dla Moskwy trudniejszym partnerem niż jego poprzednik. Kieruje się bowiem żelaznymi interesami, ustępując tylko tam, gdzie nic nie traci.
W Trylogii Sienkiewicza Zagłoba oferuje hojnym gestem Niderlandy. Nie czyni tego jednak, gdyż jest niedouczonym prostakiem, ale – jako szlachcic znany z forteli – konstruuje zmyślną pułapkę. Daje coś, czego nie ma, zyskując przychylność „obdarowanego”. Inny wariant tej samej strategii to pozbywanie się czegoś, co i tak jest już stracone. Dokładnie tak postępuje Janukowycz wobec Rosji. Jego polityka jest drogą środka pomiędzy koniecznością (coraz bardziej dotkliwą) a możliwościami (coraz skromniejszymi). Jeśli mu się powiedzie, ustabilizuje kraj i za kilka lat będzie można podjąć na nowo budowę ukraińskiej tożsamości, jeśli nie – odejdzie w niesławie, a Ukraina pozostanie na długo czarną dziurą Europy.

Tożsamość bez zmian

Decyzje nowej władzy mogą niepokoić, są bowiem zaprzeczeniem polityki Juszczenki, choćby w sferze tożsamości. Janukowycz unieważnił dekret poprzednika o przyznaniu tytułu bohatera Ukrainy przywódcy OUN Stefanowi Banderze i dowódcy UPA Romanowi Szuchewyczowi. Sprzeciwił się też uznawaniu Wielkiego Głodu za ludobójstwo na narodzie ukraińskim. Przełom?
Pierwsze posunięcie nie zmieniło absolutnie nic. OUN i UPA są czczone tylko na zachodniej Ukrainie z wyłączeniem Bukowiny; cztery piąte kraju i przeważająca część jego mieszkańców ma do tych organizacji stosunek obojętny lub negatywny. Prezydent oraz jego administracja nie zabraniają wszak zachodnim obwodom hołubić upowców i innych grup nacjonalistycznych. Na lwowskim Łyczakowie tuż obok cmentarza polskich Orląt rozbudowuje się nekropolia SS Galizien. Obok kaplicy i pomnika Ukraińskiej Armii Narodowej – krótkotrwałej efemerydy utworzonej pod koniec wojny z 1. i 2. Dywizji ukraińskich SS – okryty kwiatami grób nieznanego esesmana spod Brodów, gdzie Galizien stoczyło swoją pierwszą bitwę z Sowietami. Wokół postawione niedawno betonowe, dwuipółmetrowe krzyże, na których znajdą się symbole poszczególnych pułków. Prorosyjska władza powinna się sprzeciwiać rozbudowie nekropolii, tymczasem ani myśli tego robić. Cofnięcie dekretów zadowala zwolenników Janukowycza ze wschodu, eliminuje pole konfliktu z Rosją i Polską, a jednocześnie nie godzi bynajmniej w sympatie Galicji i Wołynia.
Reklama
Podobnie z Wielkim Głodem. Prezydent nie kwestionuje jego zbrodniczego charakteru, w protokół wizyty Miedwiediewa w Kijowie wpisał wspólne złożenie kwiatów pod pomnikiem ofiar Hołodomoru. Głowa ukraińskiego państwa podważa jedynie tezę, iż był on wymierzony w Ukraińców. Ma rację. Sztucznie wywołany głód miał bowiem doprowadzić do eksterminacji wolnych chłopów niezależnie od ich narodowości, dotknął po równo Ukrainę, Powołże, Kubań i północny Kazachstan. Znów – Janukowycz przyznał coś, co było oczywiste, wyeliminował kolejne pole sporu z Rosją, nie godząc jednak w pamięć ofiar masakry.
Inny przykład oddawania Niderlandów to decyzja ministerstwa oświaty o równym dopuszczeniu do szkół języków rosyjskiego i ukraińskiego (dotychczas był preferowany ten drugi). Na zachodzie oraz w centrum kraju rodzice i tak poślą dzieci do klas ukraińskich, państwo zaś nie ma możliwości i pieniędzy na ukrainizację rosyjskojęzycznego wschodu oraz południa. Zadowolona jest Moskwa, mieszkańcy Donbasu i Odessy, a dla Wołynia, Galicji czy ziemi kijowskiej nie zmieniło się nic. Nowa polityka oświatowa uznaje tylko stan rzeczywisty, nie wprowadza de facto żadnych zmian.

Położenie strategiczne bez zmian

Doktryna Zagłoby okazuje się skuteczna także przy podejmowaniu wyborów strategicznych. Najważniejszy z nich to decyzja Rady Najwyższej Ukrainy o rezygnacji z ubiegania się o członkostwo w NATO. Kolejny – zgoda na przedłużenie stacjonowania Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu w zamian za 30-procentową obniżkę ceny dostarczanego przez Rosję gazu. Oba posunięcia wydają się zmieniać wektor strategiczny z zachodniego na wschodni. Pozornie.
Ukraina pod rządami pomarańczowych nie przeprowadziła reform, które pozwoliłyby jej rzeczywiście, a nie deklaratywnie, ubiegać się o członkostwo w Pakcie. Nie miała na to szans, co potwierdził szczyt Sojuszu w Bukareszcie, większość ludności kraju – jak pokazują sondaże – opowiadała się ponadto przeciwko akcesji. W takiej sytuacji obóz Janukowycza niczego nie zmienił, nazwał tylko rzeczy po imieniu. Władze nie zerwały jednak współpracy z Sojuszem, w czasie wizyty Miedwiediewa w Kijowie Rada Najwyższa przegłosowała zgodę na wspólne manewry z NATO, uznała też za cel strategiczny wstąpienie do Unii Europejskiej. Trudno uznać te posunięcia za prorosyjskie, choć Moskwa będzie zadowolona z rzekomego wyrwania Ukrainy z natowskich objęć, w których faktycznie nigdy nie była.
Nie inaczej z Flotą Czarnomorską. Żadna władza ukraińska, ani pomarańczowa, ani niebieska, nie ma i nie będzie miała w przyszłości możliwości pozbycia się Rosjan z Krymu, mimo upływu umowy dzierżawy bazy w Sewastopolu w 2017 roku, dopóki Ukraina pozostanie zależna od dostaw rosyjskiego gazu. Moskwa mogła wymusić na Kijowie przedłużenie umowy, grożąc odcięciem dostaw. Janukowycz oddał jej tylko to, co i tak już sobie wzięła, wynegocjował jednak korzystną zniżkę na gaz, bardzo potrzebną dziś ukraińskiemu przemysłowi.

Zimny drań

Rosja chciałaby pójść dalej. Przyjacielskie gesty są miłe, ale na Kremlu symbole stały się passe, w modzie jest tam liczenie pieniędzy. Stąd propozycja połączenia Gazpromu i ukraińskiego Naftohazu w jedną firmę, co oznaczałoby utratę przez Kijów kontroli nad gazociągami i strategicznymi magazynami gazu. Janukowycz powiedział: nie. W tym wypadku bowiem chodziło o interesy, a nie gesty.
Brytyjski „The Economist” oceniając sto dni rządów prezydenta Ukrainy, napisał, że jego zasługą jest zakreślenie w kontaktach z Moskwa wyraźnej granicy rosyjskich wpływów. Kiedy jej się uważnie przyjrzeć, okazuje się, że od czasów rządów pomarańczowych nie przesunęła się ani o milimetr. Mało tego, w wielu punktach jest lepiej ufortyfikowana. Janukowycz oddaje bowiem chętnie Niderlandy, oddawać Ukrainy ani myśli. Powód jest banalny – nie chcą tego sami Ukraińcy, nawet ci ze wschodu, a prezydent przynajmniej jedną rzecz opanował do perfekcji: wyrachowanie.
ikona lupy />
Janukowycz chętnie oddaje Rosji Niderlandy, oddawać Ukrainy ani myśli Fot. Eastnews / DGP