Niespecjalnie pomagały im dane makro. Były typowymi “odgrzewanymi kotletami”, ale można na nie rzucić okiem. Raport o PKB w pierwszym kwartale i skojarzonych z nim miarach inflacji pojawiał się już wcześniej dwukrotnie. Ostateczna weryfikacja zmniejszyła wzrost do 2,7 proc. (annualizowany), czyli mniej niż oczekiwane 3 procent. Trzeba jednak pamiętać o tym, że kończy się już drugi kwartał, więc te dane nie mogły w poważny sposób wpłynąć na nastroje. Publikacja ostatecznego indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan też nie miała żadnego znaczenia, mimo że w komentarzach pisze się, że jest na najwyższym poziomie od 2 lat. Niezbyt to wiarogodne, a poza tym indeks od 2 tygodni niewiele się zmienił.

Najważniejsze w piątek było to, że kongresmani ustalili ostateczną wersję regulacji rynków finansowych. Będzie ona teraz poddana głosowaniu w Senacie i w Izbie Reprezentantów, a przed 4 lipca (Święto Niepodległości USA) dotrze na biurko prezydenta. Przedstawia się te regulację jako wielkie osiągnięcia, ale nie do końca tak jest. Rzeczywiście powstanie agencja ochrony konsumenta. Zbyt duża instytucja może być zmuszona do podziału (jeśli zagrozi całemu systemowi, o czym często dowiadujemy się po fakcie). Fed będzie mógł podlegać audytowi. Akcjonariusze będą mieli głos doradczy w ustalaniu płac zarządów. To jednak są mniej istotne postanowienia (za wyjątkiem dzielenia banków – to jednak będzie bardzo rzadki przypadek).

Najważniejsze były dwie sprawy: zakaz handlu na własny rachunek przez banki pozostające pod opieką Fed i FDIC oraz konieczność wydzielenia przez nie ze swoich struktur do osobnych spółek handlu instrumentami pochodnymi (swap desks). W obu przypadkach doszło do skutecznego rozwodnienia pierwotnych propozycji. Banki mogą „niewielkimi” kwotami inwestować w fundusze private equity i fundusze hedżingowe. Te niewielkie kwoty to na przykład 1,2 mld USD w JP Morgan Chase. Poza tym na dostosowanie się do tego warunku mają siedem lat… W tym okresie system finansowy może się całkowicie załamać.

Jeśli chodzi o wydzielenie do osobnych spółek handlu instrumentami pochodnymi to problem był w tym, że kosztowałoby to banki bardzo dużo (trzeba by tym nowym firmom zapewnić właściwy kapitał). Ustalono, że banki będą mogły zachować handel instrumentami pochodnymi na stopę procentową, na waluty, na złoto i srebro. Reszta, czyli zdecydowana mniejszość musi przejść do osobnych firm. Jak widać lobbyści swoją robotę dobrze wykonali. Bezpieczeństwo systemu wzrośnie nieznacznie, ale instytucje finansowe mogą być zadowolone. Nic dziwnego, że ceny akcji w tym sektorze rosły.

Reklama

Wydawało się, że po czterech dniach spadków i przy takich czynnikach sprzyjających bykom indeksy powinny szybko rosnąć. Tak się nie stało. Przez blok trzy godzinny indeksy krążyły wokół poziomu czwartkowego zamknięcia. Dopiero potem ruszyły na północ. Odbicie było jednak bardzo słabe. Rynek nie miał siły, co może bardzo niepokoić, bo po 4 dniach spadków i przed końcem półrocza przy dużym wzroście cen surowców i kursu EUR/USD byki miały wszystkie atuty w rękach. Jeśli byki dzisiaj nie zaatakują to źle się to wszystko skończy. Mają przed sobą koniec półrocza, czyli powinno im pomaga window dresing. Mają też przed sobą sezon raportów kwartalnych. Słabe zachowanie sygnalizowałoby, że poziom 1.045 pkt. padnie.

W piątek GPW nawet nie próbowała zareagować na przecenę w USA. Bardziej istotne było dla graczy to, że po czterech dniach spadków w Stanach możliwe jest odbicie, na które warto zapolować. Ponieważ podobnie oceniali to inwestorzy na innych giełdach to WIG20 delikatnie rósł (na bardzo małym obrocie). Po decyzji rumuńskiego Sądu Najwyższego indeks natychmiast zabarwił się na czerwono. Potem jednak po prostu nic się nie stało. Mimo spadków indeksów w Europie i wyraźnie słabych nastrojów na rynku walutowym u nas WIG20 po prostu krążył wokół poziomu czwartkowego zamknięcia. Była to jedna z trzech giełd w Europie, której indeksy nie spadały.

Widać było, że rynek po prostu nie wierzy w przecenę przed szczytem G-20 i po przyjęciu bardzo łagodnego projektu reform sektora finansów w USA. Nic dziwnego, że przed pobudką w USA, kiedy indeksy w Europie odrabiały straty, WIG20 ruszył na północ i zakończył dzień pół procentowym wzrostem. Piątkowe, słabe odbicie w USA nie pomoże dzisiaj naszym bykom, ale trzeba pamiętać, że w nadchodzącym tygodniu kończy się miesiąc, kwartał i półrocze. Jest więc presja na rozpoczęcie window dressing, żeby choć trochę poprawić bardzo złe statystyki. Niestety jednak, względna siła naszego rynku może zniknąć w ułamku minuty, jeśli presja sprzedających akcje na świecie się utrzyma. Tym razem zieloną wyspą nie będziemy.