Podczas pierwszego wakacyjnego miesiąca WIG20 zyskał prawie 9 proc. i dał wyraźny sygnał do wzrostów wybijając się z trendu bocznego. Jeżeli czegoś w tamtym ruchu zabrało to po trochu obrotów i zdobycia poziomu 2500 pkt.

Oba te dodatkowe warunki byki dodały dziś do koszyka swoich zwycięstw, a patrząc na styl w jakim udało im się tego dokonać można mieć wrażenie, że atak na kwietniowe maksima jest tylko kwestią czasu i to niezbyt odległego.

Pozytywnym nastrojom na rynkach towarzyszyły dobre dane makro. Początkowo z rana europejskie indeksy rozwoju sektora przemysłowego w poszczególnych krajach eurolandu pomagały w budowaniu wzrostów, ponieważ wskaźniki były co najmniej tak dobre jak rynkowe oczekiwania. Dodatkowo w kontekście umacniającego się w lipcu euro takie dane pokazywały, że europejska gospodarka bez tego dodatkowego wspomagacza też jest silna. Z kolei na krajowe dane o prognozie inflacji z ministerstwa finansów nikt nie zareagował, ale była ona umiarkowaną niespodzianką, bo rządowi analitycy prognozują jej spadek do 2,1 proc. Uwzględniając wygaśnięcie efektu bazy z ubiegłego roku oraz zapowiadaną podwyżkę VATu bez wątpienia krajowa gospodarka jest w inflacyjnym dołku i na jesieni wzrost cen zacznie przyspieszać. Kiedy wydawało się, że sesja zakończy się tylko jednym porannym zrywem i długą stabilizacją w końcówce dodatkowego paliwa do wzrostów dodał jeszcze amerykański indeks ISM obrazujący stan sektora usług. Choć w stosunku do poprzedniego miesiąca jego wartość spadła to po pierwsze nadal jest wyraźnie powyżej „recesyjnego” poziomu 50 pkt., a po drugie był wyżej niż rynkowe oczekiwania, a to w zupełności wystarczyło bykom do przeprowadzenia końcowego ataku.

Początek nowego miesiąca zaczął się więc wyśmienicie. WIG20 zyskał 2,7 proc. i jest już o krok (a konkretnie o 3 proc.) od kwietniowych maksimów. Lokalne wzrosty mogą wyglądać jednak mizernie w porównaniu z tym co działo się na rynku węgierskim, gdzie giełda zyskała 4 proc., ale tamtejszy rynek był zdecydowanie słabszy podczas kwietniowej korekty, więc i wzrosty notuje większe. Porównując zachowanie tych dwóch parkietów z dużym prawdopodobieństwem można określić, że na obu rynkach gra kapitał tego samego zagranicznego pochodzenia. U nas lokomotywami wzrostu pozostają banki, PZU i KGHM, co w połączeniu z wzmacniają się złotówką jednoznacznie wskazuje na zagraniczne inwestycje na krajowym rynku. Ponadto wszystko wskazuje, że po tej zwyżce powinien uaktywnić się krajowy kapitał, który w większej części będzie zainteresowany mniejszymi spółkami, więc kolejne dni powinny już należeć do „maluchów”.