W tym roku upadło tylko biuro podróży Selectours. W przyszłym może zbankrutować więcej, bo w życie wejdzie ustawa podnosząca wysokość obowiązkowych gwarancji. Wiele firm może tego nie wytrzymać
Touroperatorzy z niepokojem wyglądają nowej ustawy, która aż trzykrotnie zwiększy obowiązkowe gwarancje przed niewypłacalnością. Jeśli nowe prawo wejdzie w życie – a stanie się to zapewne przed wakacjami – wiele mniejszych agencji turystycznych może mu nie podołać. Czeka nas fala bankructw, przy których niedawny upadek Selectours jest drobnym incydentem.
Podróże kształcą. Jeśli choć raz przeżyjesz bankructwo touroperatora, przynajmniej będziesz wiedział, co ze sobą zabrać na wakacje następnym razem. Proszki na uspokojenie (gdy recepcjonista będzie się upierał, że ten śliczny pokój z folderu, za który zapłaciłeś, nie jest dla ciebie), rozmówki w lokalnym języku (gdy twoje biuro staje się niewypłacalne, znajomość angielskiego wśród tubylców drastycznie spada), kompas (gdy okaże się, że kierowca autobusu wcale nie jedzie na północ, w stronę lotniska), jakąś koszulkę z wyszytą flagą Anglii czy Niemiec (gdy na widok przepychanek z Bogu ducha winnymi tubylcami przyznawanie się do rodaków staje się niezręczne). Oglądanie „Szkoły przetrwania” na Discovery i pamiętanie, jak Bear Grylls ratował się na pustyni, również może być przydatne.
– Upadek biura Selectours to potwierdzenie, że lata 2009 – 2010 były trudnym okresem dla całej branży turystycznej. Wiele osób straciło pracę, ale przede wszystkim kilku tysiącom klientów przepadły wczasy i pieniądze. Z drugiej strony tego typu sytuacje uczą turystów ostrożności – mówi „DGP” Małgorzata Kozakowska z biura Alfa Star.
Reklama

Bez prawa do informacji

Ci ostrożniejsi mogą przed wykupieniem wczasów sprawdzić raporty finansowe touroperatora, jednak nie każdy lubi się nimi chwalić. Można również prześledzić status firmy w Krajowym Rejestrze Długów (KRD). Tu jednak łatwo się pogubić. 30 października ubiegłego roku Selectours & Telemac otrzymało Certyfikat Rzetelności, według którego firma nie posiada żadnych przeterminowanych zobowiązań notowanych w KRD. Co działo się potem z biurem, nie sposób było sprawdzić. Dopiero teraz okazuje się, że Rainbow Tours chciało wykupić 100 proc. udziałów w konkurencyjnej spółce. Negocjacje zerwano z powodu „ujawnienia informacji mających wpływ na ocenę opłacalności inwestycji”. Oczywiście nikt nie był wtedy zainteresowany poinformowaniem o tym osób trzecich. Prawo zresztą wcale do tego nie zobowiązuje.
Od innych klientów też niewiele byśmy się dowiedzieli. Przynajmniej niczego, co by mogło nas poważnie zaniepokoić. Polacy bowiem narzekają na wszystko – „woda w morzu za ciepła”, „rezydent za spokojny”, a „alkohol za słaby”, ale zazwyczaj nie interesują się finansową kondycją wybranej firmy. Poza tym jeszcze 20 września, czyli kilka dni po ogłoszeniu upadłości, na stronie easygo.pl w rankingu popularności biur podróży Selectours miało średnią ocen 3,8 – większą niż duzi i stabilni gracze na polskim rynku: TUI (3,7), Neckermann (3,5) oraz Itaka (3,2). Nie ma się co dziwić. W zeszłym roku Selectours otrzymało wyróżnienie za „Najlepszy produkt turystyczny w kategorii turystyki wyjazdowej”.
Ostrożność niczego nam nie gwarantuje. Nasze wykupione w Selectours wczasy do Taby w Egipcie miały trwać 7 dni, obfitować w cudowne podwodne pejzaże i niezapomniane wrażenia na lądzie. Jednak wycieczkę bezczelnie – jak wtedy uważaliśmy – skrócono do doby. Wylecieliśmy w poniedziałek, tego samego dnia, w którym biuro ogłosiło upadłość. Sensacyjną informację przekazał nam rezydent w nocy, w drodze do hotelu. Najpierw poprosił o spokój, a potem powiedział, że jutro wracamy do kraju. Jednak trudno uspokoić Polaków, którzy nie po to zrezygnowali z półdarmowego last minue i wykupili wczasy z wyprzedzeniem, aby się teraz nie denerwować. Ci, którzy otrząsnęli się z pierwszego szoku, chcieli zlinczować sympatycznego Egipcjanina. Mało kogo obchodziło, że właśnie stracił pracę. Nikt też nie pamiętał o tym, iż rezydent, któremu firma nie płaciła pensji od trzech miesięcy, częściej będzie cię denerwował, niż pomagał.
Na miejscu usłyszeliśmy, że uda nam się przenocować, ale musimy być czujni, bo w każdej chwili mogą po nas przyjść do pokoju i zabrać na lotnisko. Nie przyszli. Rano usłyszeliśmy, że zostawią nam wiadomość o odlocie pod drzwiami. Nie zostawili. Po południu telefonicznie oznajmiono, że zbiórka za kwadrans, ponieważ za trzy godziny odlot do Polski. Gdzie konkretnie? Nie wiadomo. – A czy to ważne? Do Polski! – cieszył się nasz rezydent. Oczywiście nie wszyscy otrzymali wiadomość. Gdy niektórzy siedzieli już w autokarze, inni leżeli jeszcze nad basenem. Późniejsze informacje o tym, że biuro „zapomniało” o kilkunastu turystach i zostawiło ich w Egipcie czy Tunezji, nie są przesadzone. Podobnie jak i wiadomość o turystach wyrzuconych z lotniska. Podstawione samoloty spóźniły się bowiem nawet 8 godzin, a Polacy pozostawieni bez opieki rezydenta byli traktowani przez policjantów jak koczownicy.
Kiedy twoje biuro zbankrutuje, możesz zostać na miejscu, twoja sprawa, ale z wyzyskiwaczami radź sobie sam. Jeśli chcesz zapłacić za pobyt w hotelu w dniach, za które de facto już zapłaciłeś, przygotuj co najmniej tysiąc dolarów i spory bakszysz dla menedżera. Do tego dolicz koszt przelotu do Polski, za który też już raz zapłaciłeś. Możesz ewentualnie liczyć na inne biuro podróży, które chciałoby cię wykupić. Jednak nic za darmo. Za sześć dni, które ci pozostały, u nowego touroperatora musisz dopłacić ok. 2 tys. zł, czyli mniej więcej tyle samo, ile już raz zapłaciłeś, ale za 7 dni.
Ubezpiecz się. Jeśli nie, to w Egipcie z samych obaw, że się nie ubezpieczyłeś, rozboli cię brzuch. Podstawowe pakiety zawierają przeważnie ubezpieczenie NNW i bagażu podręcznego. Nieważne, czy chorujesz raz na cztery lata albo nigdy nie miałeś złamania. NNW musisz mieć. Bagaż? Rocznie na europejskich lotniskach ginie 10 tys. sztuk bagażu. To tyle co nic – tylko lotnisko we Frankfurcie odprawia co roku ok. 50 mln pasażerów. W Egipcie ginie niespełna 0,1 proc. bagaży. Ale w biurze każdy powie ci, że bagaż warto ubezpieczyć, bo nigdy nic nie wiadomo. Jednak gdybyście chcieli ubezpieczyć się od bankructwa touroperatora, napotkacie problem. Większość ubezpieczycieli nie przewiduje takiej opcji.

Nowe twarde przepisy

A bankructw będzie coraz więcej. Ten rok nie jest jeszcze taki zły. Jak podkreśla Magda Plutecka-Dydoń z Neckermanna, w pierwszym półroczu ogłosiło bankructwo ponad 300 firm w Polsce, w tym tylko jedno biuro podróży. – To niewiele zważywszy na fakt, źe ten rok był dużym wyzwaniem dla touroperatorów przede wszystkim ze względu na takie wydarzenia, jak paraliż ruchu lotniczego na skutek chmury pyłu wulkanicznego, katastrofa smoleńska i pokazywanie w telewizji roztrzaskanego samolotu, powódź czy mocno przesadzone informacje na temat sytuacji Grecji – uważa Plutecka-Dydoń.
Ale będzie gorzej. Obecnie formą zabezpieczenia przed niewypłacalnością touroperatora są gwarancje bankowe lub ubezpieczeniowe na kwotę 6 proc. rocznego obrotu (dlatego znalazły się pieniądze na powrót klientów Selectours do kraju, ale nie znajdą się fundusze na pełne odszkodowania). Wkrótce obowiązkowa kwota może się zwiększyć trzy-, a nawet czterokrotnie.
– W sytuacji kiedy procent ten wzrósłby do np. 18 proc., wielu mniejszych operatorów może mieć kłopoty. Według mnie może dojść również do załamania rynku zagranicznych usług turystycznych – uważa Kozakowska. Zdaniem specjalistów sytuację wykorzystają duzi gracze. Z jednej strony dojdzie do przejęć mniejszych firm, a z drugiej do zmiany preferencji klientów. – Część ze strachu przed prawdopodobieństwem zmarnowanego urlopu i utraty pieniędzy będzie rezerwowała wyjazdy u dużych i sprawdzonych touroperatorów, ze szkodą dla tych mniejszych – twierdzi Kozakowska.
Jak powiedział nam wiceprezes Polskiej Izby Turystyki Józef Ratajski, żaden upadek biura turystycznego nie ma pozytywnego wpływu na branżę. A już na pewno nie na jej wizerunek. Czy jednak warto obrażać się na operatorów, którzy przez lata karmili nas absurdalnie tanimi wczasami last minute? Gdy w Egipcie dowiedzieliśmy się o upadku biura, mieliśmy pretensję niemal do wszystkich – do pani na lotnisku w Warszawie, że w dniu ogłoszenia upadłości biura pozwoliła nam wylecieć, do rezydenta, który przekazał złą informację, do hotelu, że wziął podobno od biura całą zaliczkę, a łaskawie zgodził się tylko na jeden nocleg, oraz oczywiście do Selectours, że ogłosiło upadłość we wrześniu, a nie w grudniu, w poniedziałek, a nie w niedzielę i o 22 w nocy, a nie o 10 rano. Ale bankructwa w naszym systemie to coś naturalnego. Podróżujesz z pośrednikami – ryzykujesz. Powinniśmy mieć pretensję głównie do polityków za to, że już dawno nie stworzyli ustawy, która wyrzuciłaby z rynku najsłabsze ogniwa i tym samym zabezpieczyła nasze interesy.