Gdy Władimir Potanin ogłosił swoją decyzję, przyjęto ją z niedowierzaniem, nie brakowało też szyderstw. Bo w świecie rosyjskich oligarchów nie ma zazwyczaj miejsca na dobroć, uważana jest za przejaw słabości. Liczy się umiejętność bezkompromisowego lawirowania w morzu sprzecznych interesów władz i konkurentów. Potanin, szef Interrosu, nie dość, że jako pierwszy w Rosji założył fundację dobroczynną, to postanowił jeszcze oddać po swojej śmierci całą fortunę na cele charytatywne.

>>> Czytaj też: Oligarchowie odbudują Rosję po pożarach

Jego deklaracja odbiła się w Rosji szerokim echem. – Nikt nie odziedziczy mojego majątku. Wypracowane przeze mnie bogactwo powinno pracować dla dobra społeczeństwa, by zostały osiągnięte cele, na których najbardziej mi zależy, czyli rozwój Rosji – zapowiedział w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „Financial Times”.
Majątek Potanina magazyn „Forbes” ocenia na 10,3 mld dol., na liście najbogatszych ludzi świata zajmuje on 61. miejsce.
Reklama

Twórca rosyjskiej oligarchii

Spadkobiercy – trójka dzieci – ze zrozumieniem przyjęli deklarację ojca. – On wychował nas tak, byśmy sami zapracowali na siebie – powiedziała „Komsolskiej Prawdzie” Anastazja Potanina. Ale czy może być inaczej, gdy niemal każdego dnia słyszy się takie słowa? – Odziedziczony milion pomaga uzyskać dobre wykształcenie, znaleźć pracę, w której się realizujemy. A miliard? Takie pieniądze potrafią zabić, zdeprawować, odebrać jakikolwiek cel w życiu – powtarza jej ojciec.
Takie zasady 49-letni Władimir Potanin wyniósł z domu. Urodził się w Moskwie w rodzinie wysokiego rangą aparatczyka komunistycznej partii. Na niczym mu nie zbywało, a dzięki ojcu, który pracował w ministerstwie handlu zagranicznego, ukończył prestiżowy Moskiewski Instytut Stosunków Międzynarodowych (specjalista w międzynarodowej ekonomii ze znajomością obcego języka), kuźnię przyszłych kadr KGB i rządowych resortów. Praktycznie od razu poszedł w ślady ojca: jeszcze na studiach wstąpił do partii, a po ich ukończeniu w 1983 roku zaczął pracować w firmie Sojuzpromexport, która działała przy resorcie handlu zagranicznego.
Wciąż pracował dla rządu, gdy zaczęła się pierestrojka. Szybko uznał, że Nowa Polityka Ekonomiczna Michaiła Gorbaczowa daje mu jednak dużo większe możliwości poza strukturami Kremla. W 1991 roku założył Interros, który zajmował się handlem metalami nieżelaznymi: aluminium, miedzią i ołowiem. Moment był doskonały, koniunktura na surowce właśnie zaczynała się rozkręcać. Szło mu tak dobrze, że chwilę później miał jeszcze dwa banki: Oneximbank i MFK (oba już nie istnieją, choć ten pierwszy był w swoim czasie największą prywatną instytucją finansową w Rosji).
Młodego, zdolnego i przebojowego biznesmena szybko zauważyła władza. Jego prawdziwa kariera zaczęła się w połowie lat 90. Został zastępcą premiera reformatora Wiktora Czernomyrdina, zaznajomił się z prezydentem Borysem Jelcynem, a przede wszystkim zyskał akceptację jego wszechwładnej córki Tatiany i tzw. Familii. To Potanin stał za programem Akcje za Pożyczki – namówił rząd do sprzedania udziałów w firmach energetycznych i wydobywczych w zamian za tanie pożyczki. Program miał być realizowany w drodze aukcji, ale byli do nich dopuszczani tylko ci, którzy dobrze żyli z dworem Jelcyna (tak właśnie powstała oligarchia).
Jednym z nich był Władimir Potanin, który w ten sposób przejął udziały w ponad dwudziestu państwowych przedsiębiorstwach: wykupił m.in. kompanię naftową Sidanko oraz nabył udziały w Norilsk Nickel (jeden z największych producentów niklu i palladu na świecie) oraz w kompanii metalurgicznej Metalloinvest.

Zagłusza wyrzuty sumienia

Nie brakowało mu także politycznej intuicji. Nie dał się wciągnąć w misterną rozgrywkę o władzę prowadzoną przez Borysa Bierezowskiego – dzięki czemu przetrwał starcie z następcą Borysa Jelcyna Władimirem Putinem. Potrafił na nowo ułożyć stosunki z nowym władcą Kremla i bez przeszkód pomnażać majątek. Dwa lata temu magazyn „Forbes” oszacował jego bogactwo na 19 mld dol. i umieścił go na 25. miejscu listy najbogatszych ludzi świata. Ostatni kryzys sprawił, że stracił niemal połowę pieniędzy i spadł na 61. miejsce. Ale nadal mieści się w pierwszej dziesiątce najbogatszych Rosjan.
– Działania Potanina wyglądają tak, jakby chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia. Z jednej strony, aż do bólu, jest typowym rosyjskim oligarchą. Z drugiej, jako nieliczny z nowych bogaczy nie waha się dawać pieniędzy na cele charytatywne. Ma wizję poprawy nie tyle świata, co swojego kraju – mówi „DGP” Michaił Fiodorow z ekonomicznego wydziału moskiewskiego uniwersytetu.
Potanin w 1999 roku uruchomił w Rosji wychodzącej wówczas powoli z kryzysu, który o mały włos rok wcześniej nie zakończył się bankructwem państwa, pierwszą prywatną fundację charytatywną. Do dziś zajmuje się ona przede wszystkim pomocą w kształceniu zdolnej młodzieży: finansuje studia w Międzynarodowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych, na uniwersytecie w Norylsku i innych uczelniach w kraju. Pomaga także nauczycielom w dokształcaniu. – Dobra edukacja jest podstawą dobrobytu kraju – powtarza Potanin. Każdego roku finansowana przez niego fundacja przyznaje średnio czterysta grantów – na rozmaite programy edukacyjne – oraz 2300 stypendiów.
Zaangażował się również we wspieranie kultury. Ale – odmiennie od innych rosyjskich oligarchów – nie polega to na budowaniu własnej kolekcji dzieł sztuki. Już niemal dziesięć lat temu został członkiem Rady Powierniczej Fundacji Solomona Guggenheima w Nowym Jorku, na której działalność przeznacza rocznie co najmniej milion dolarów. Dwa lata później został wybrany na szefa Rady Powierniczej Ermitażu w Petersburgu, najbardziej szacownego muzeum Rosji. Kupił dla niego m.in. za milion dolarów obraz Kazimierza Malewicza „Czarny kwadrat na białym tle”. W 2007 roku francuskie ministerstwo kultury nadało mu prestiżowy tytuł oficera Orderu Sztuki i Literatury.

Bo Kreml poprosił

– Mam nadzieję, że inni nasi przedsiębiorcy pójdą w jego ślady – powiedziała Olga Aleksiejewa, szefowa Fundacji Pomocy Charytatywnej, gdy dowiedziała się o planach Potanina.
Jeśli tak się stanie, to tylko za sprawą władzy. Prezydent Dmitrij Miedwiediew oraz premier Władimir Putin w ostatnim czasie kilkakrotnie podkreślali, że biznesmeni powinni mocniej zaangażować się w działania charytatywne, bo miliony Rosjan wciąż żyją w biedzie. Pierwszy sprawdzian hojności już za nimi. W połowie sierpnia prezydent Miedwiediew na specjalnym spotkaniu „poprosił” bogaczy o pomoc w odbudowaniu wiosek zniszczonych przez pożary szalejące przez ponad miesiąc wokół Moskwy. Nikt nie odmówił.
– Taka jest właśnie dobroczynność po rosyjsku. Często nie wypływa z poczucia odpowiedzialności za innych, ale z chłodnej kalkulacji – powiedział nam Fiodorow.
Gdy patrzy się na działania Władimira Potanina, nie sposób odnieść wrażenia, że dotyczy to także jego. Nie angażował się, jak były szef Jukosu Michaił Chodorkowski, w budowę społeczeństwa obywatelskiego, ale eksperymentował z miłą dla władz działalnością charytatywną. I co ważne – nie przez fundacje pozarządowe, na które Kreml wciąż patrzy podejrzliwie, upatrując w nich zagrożenia dla swojego jedynowładztwa.
Krytycy dodają też, że łatwo obiecać rozdanie majątku po śmierci, bo jeszcze wiele może się wydarzyć. Przypominają, że Chodorkowski był niedawno najbogatszym Rosjaninem. Teraz, z woli Kremla, nie ma już nic.
– Nieważne, z jakich pobudek działa Władimir Potanin. Najważniejsze, że pomaga – punktuje jednak pragmatycznie Fiodorow.