Wciąż w centrum uwagi pozostaje Irlandia, której sytuacja zrobiła się wręcz śmieszna. Otóż wszyscy wiedzą, że pieniędzy rząd nie będzie potrzebował przez najbliższe 7 miesięcy i otwarcie mówi, że żadnej pomocy nie chce. Niemcy za to niemalże zmuszają zieloną wyspę do wzięcia środków pomocowych. Na dodatek członek zarządu ECB mówi otwarcie, żeby Irlandia się zdecydowała, czy zamierza skorzystać z pomocy czy nie. Otóż wiadomo, że nie zamierza, tylko wywierane są na nią naciski by jednak skorzystała.

Wydaje się, że jak zwykle winni są politycy, którzy swoimi wypowiedziami podgrzewają atmosferę, gdyż jak na razie nie ma realnych przesłanek by obawiać się o niewypłacalność Irlandii, przynajmniej w tym roku i na początku przyszłego. Pogarsza się za to sytuacja Grecji, której po raz kolejny zrewidowano w górę poziom zeszłorocznego deficytu i długu. Ostatnie dane mówią o dziurze budżetowej na poziomie 15,4 proc. PKB (wcześniej 13,6 proc.) i zadłużeniu równemu 126,8 proc. PKB (wcześniej 116 proc.).

Dzień więc rozpoczął się nienajlepiej, ale większą winę należy tutaj przypisywać słabemu piątkowemu zamknięciu na Wall Street. Wydaje się jednak, że piątek był na tyle ponurym dniem, że jak na razie inwestorzy nie chcą wracać do widzianych wówczas poziomów cenowych. Rzeczywiście straty były powoli odrabiane, co przerwane zostało dopiero zestawem danych z USA.

Publikowane dzisiaj informacje były ważne, gdyż tyczyły się sprzedaży detalicznej. Okazała się ona lepsze od oczekiwań i wzrosła w październiku o 1,2 proc., ale gdy odejmiemy sprzedaż samochodów, to dane okażą się już tylko zgodne z prognozami. Jeżeli dołączymy do tego gorszy od prognoz odczyt indeksu NY Empire State to całościowa wymowa już nie była tak dobra, jak to mogło się na początku wydawać. Inne rynki jednak aż tak bardzo się tym nie przejęły jak to obserwowaliśmy w Warszawie. Ostatecznie popyt jednak starał się walczyć, chociaż sama końcówka była już bardzo słaba i indeks dzień zakończył spadkiem o 0,7 proc.

Reklama

Na rynku walutowym irlandzkie spekulacje nie pomagały euro, ale nasza waluta starała się w tym nie do końca sprzyjającym środowisku zyskiwać na wartości. Inflacja przekroczyła w październiku poziom celu inflacyjnego NBP i wzrosła o 2,8 proc. r/r, co jednak było poziomem nieco mniejszym od oczekiwań. Tym niemniej niezwykle ciekawa była wypowiedź Marka Belki we Wiedniu, który mówił o potrzebie ostrzejszej polityki monetarnej. Czyżby zapowiedź zmiany stanowiska szefa NBP z gołębiego na bardziej jastrzębi? Jeżeli tak to listopad może się zapisać jako miesiąc pierwszej od długiego czasu podwyżki stóp procentowych.