Nietrudno zauważyć, że dynamiczne zwyżki na pierwszej w nowym roku sesji na niemal wszystkich parkietach nie miały zbyt mocnych podstaw fundamentalnych. Mini euforia panowała od pierwszych minut handlu, zanim jeszcze opublikowano jakiekolwiek informacje makroekonomiczne. A jedyne, jakie znano już rano, wcale nie były optymistyczne. Wskaźniki aktywności przemysłu w Chinach i Indiach pokazują wyraźne schłodzenie koniunktury, choć można się pocieszać, że wciąż są powyżej poziomu 50 punktów. Premier Chin zadeklarował, że będzie walczył z inflacją wszelkimi środkami, co może oznaczać dalsze podwyżki stóp procentowych. Późniejsze publikacje dane dotyczące wskaźników aktywności gospodarczej w strefie euro i Stanach Zjednoczonych okazały się zgodne z oczekiwaniami lub nico od nich lepsze, co tylko podgrzało i tak już gorącą atmosferę.

S&P500 zwyżkując o 1,1 proc., zaliczył najbardziej dynamiczną zwyżkę od 2 grudnia i wybił się w górę z dwutygodniowej męczącej stagnacji, oczywiście bijąc kolejne rekordy. Można mieć jednak wątpliwości, czy z tego ruchu wyciągać daleko idące wnioski, dotyczące najbliżej przyszłości. Chyba na to jeszcze za wcześnie. Często takie noworoczne manewry szybko się kończą.

Giełdy azjatyckie, dziś działające już w pełnym składzie, także w większości zwyżkowały, ale euforii nie było widać. Nikkei wzrósł o 1,65 proc. a Shanghai Composite o 1,6 proc. To powinno sprzyjać podtrzymaniu dobrych nastrojów na początku sesji, jednak kontrakty na amerykańskie indeksy zyskiwały bardzo nieznacznie, sugerując możliwość ochłodzenia nastrojów. Dalsze losy rozpoczętej w poniedziałek zwyżki zależeć będą od danych zza oceanu, dotyczących zamówień na dobra trwałego użytku i zamówień w przemyśle. W obu przypadkach oczekuje się niewielkiej poprawy sytuacji.



Reklama