Choć miniony tydzień kończył się przy wyraźnych oznakach słabnięcia byków, to szansa na kontynuację zwyżek jest spora. Nie widać żadnych sygnałów, które mogłyby chętnych do kupna akcji niepokoić. Poza oczekiwaniem na korektę. Czekanie może jednak pozbawić inwestorów okazji do zarobku.

W piątek byki na Wall Street nie miały wyraźnej przewagi. Sesja zaczęła się nieźle i w pierwszej godzinie handlu S&P500 zyskiwał 0,8 proc., przekraczając poziom 1290 punktów. I to był szczyt możliwości w kończącym się tygodniu. Później było osuwanie się. Ostatecznie indeks zyskał jedynie 0,24 proc., a piątkowe zamknięcie idealnie pokrywało się z poziomem, na jakim rozpoczęła się sesja z 18 stycznia. Tygodniowa rozpiętość wahań wyniosła 25 punktów, co jak na ostatnie czasy nie jest takim złym wynikiem. Jednak cała ta rozpiętość została skonsumowana od wtorku wieczór do czwartkowego poranka. Próba korekty niemal dwumiesięcznego wzrostu miała miejsce i wcale nie jest przesądzone, że już się zakończyła.

Obecna fala wzrostowa trwa już od początku lipca ubiegłego roku i wyniosła S&P500 o prawie 25 proc. w górę, a z jedyną poważniejszą korektą mieliśmy do czynienia w listopadzie. Poważniejsza była nie tyle jej skala, co czas trwania. W ciągu miesiąca indeks stracił 45 punktów, czyli 3,7 proc. Można powiedzieć, że więcej było strachu, niż bólu. Ale i na ból przyjdzie czas. Pytanie tylko, czy już wkrótce, czy dopiero na wiosnę.

W piątek WIG20 jak po sznurku szedł w ślad za DAX-em, a później wpatrywał się w to, co działo się na Wall Street. Dziś więc też raczej na naszą niezależność nie ma co liczyć. Trochę ruchu mogą rano przynieść informacje z gospodarki europejskiej. Poznamy wskaźniki PMI dla przemysłu i usług oraz dynamikę zamówień w przemyśle.
Warunki do kontynuacji wzrostów, a przynajmniej utrzymania dotychczasowych poziomów, wydają się być bardzo dobre. Europejskie problemy przycichły, perspektywa podwyżki stóp w Chinach oddaliła się o kilka tygodni, wyniki publikowane przez amerykańskie spółki są na ogół zgodne z oczekiwaniami, choć wydaje się, że inwestorzy po cichu liczyli na więcej.

Reklama

Wskazania giełd azjatyckich zbyt optymistyczne nie są. Nikkei wzrósł o 0,7 proc., jednak na pozostałych parkietach przeważały spadki. W Szanghaju sięgały 0,7 proc. Za to kontrakty na amerykańskie indeksy rosły rano o 0,3 proc. Byki mają więc drogę wolną.