Obyczaj, by Wielkanocy towarzyszył krewny Świętego Mikołaja, niejaki zajączek, który zdyszany przynosi prezenty dzieciom, należy wyplenić, zanim się na dobre zakorzenił.
Po pierwsze dlatego że to sabotaż wobec Wigilii (a Wigilia, jak się chyba Państwo zgodzą, jest jednak najważniejsza). Po drugie dlatego że wdrukowujemy w dzieci zachowanie wiecznego konsumenta. Wieczny konsument ma swoje nieoficjalne zawołanie: „Ani chwili przerwy”. Oraz wyznanie wiary: „Dzień bez nabycia to dzień stracony”. A także świątynię: bank kredytowo całodobowy szybko. I własnego psychiatrę, o ile komuś zostało jeszcze trochę drobnych po wszystkich tych szaleństwach.
Trzeba umieć przeżywać radość, kiedy otrzymuje się prezenty. Trzeba umieć przeżywać radość, kiedy się ich nie dostaje, a nawet wtedy, kiedy nie dają z zasady. W Wielkanoc lepiej pochodzić po parku, w Wigilię rozrywać paczuszki. Oba te dni mają charakter świąt rodzinnych, ale wiosną sporo rodzin wyjeżdża. I dobrze, i na zdrowie. Panuje jakaś powszechna zgoda, że wyjazd wielkanocny jest raczej neutralny, rozjazd rodziny podczas Wigilii to już manifestacja i przesada. Wielkanoc jest bardziej wakacyjna, Wigilia bardziej tradycyjna i narodowa. I niech tak zostanie. Po co psuć coś, co działa?
Rozdawanie prezentów w Wielkanoc nie dodaje nic do tego święta, lecz właśnie mu odejmuje. To tak jakbyśmy na Wigilię podawali hamburgery z frytkami – wątpliwa wartość dodatkowa.
Istotą świąt Wielkiej Nocy jest umiejętność wyjścia poza schemat dawania radości poprzez kupienie czegoś sobie lub komuś. Wiadomo, jak to jest z tymi świętami: przez pierwszy kwadrans wszyscy starają się być milutcy dla wszystkich, później jednak bywa różnie. Wiele rodzin pielęgnuje o sobie mniemanie, że stanowią całość, naprawdę jednak i dzieci, i dorośli żyją własnym życiem, a podczas przymusowego spędu marzą głównie o tym, aby wrócić do swoich facebooków, notebooków, playstationów, telewizorów i innych wynalazków starożytnych Greków. Jakiś prezent albo dwa łagodzą trudne chwile, prowokują krótkotrwałe uczucie zadowolenia, podsuwają też temat do neutralnej rozmowy. Ale może lepiej raz na jakiś czas wystawić się na ryzyko rozmowy przykrej? Bohater bardzo dobrego filmu „Sala samobójców” nie dlatego kroczy po tej sali, że rodziców ma niemiłych, lecz dlatego że w tej rodzinie jest miło. Tak miło, żeby nic nie przeszkadzało w pracy. Nie ma miejsca dla myśli, wydarzeń i rozmów bolesnych.
Reklama
Choćbyśmy nie wiem jak chcieli, nie zamienimy naszego życia w ciąg wypraw do Ambasady Zakupów albo Centrum Zapomnienia. Krótkie (?) przerwy są konieczne. Na przykład podczas Wielkanocy. Amen.