Po wielu latach majstrowania przy emeryturach mamy system o wiele gorszy niż na początku transformacji i coraz bardziej niespójny. Na początku lat 90. były wprawdzie grupy uprzywilejowane, ale różnice między nimi a resztą społeczeństwa nie wyglądały aż tak dramatycznie jak obecnie.
Prawie wszyscy byli w ZUS. Zamiast emerytury reformować, wydłużając wiek emerytalny każdemu, poszczególne partie za pieniądze podatników kupowały przychylność swoich wyborców, wyjmując ich z systemu powszechnego i tworząc osobne, uprzywilejowane. Dziś ogół „zreformowanych” przyszłych emerytów z drastycznie niższymi świadczeniami musi sfinansować przywileje grup, które sobie na nie nie zapracowały. Jelenie płacą za to, co silniejsi wywalczyli.
Najpierw w 1990 r. powstała KRUS (Kasa Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych). Wcześniej, żeby dostać od państwa emeryturę, rolnik musiał przekazać następcy gospodarstwo albo je sprzedać. Wysokość świadczenia uzależniona była od wielkości gruntu, ale także od wartości sprzedanych państwu płodów rolnych. System był ułomny, ale zawierał elementy logiki, których KRUS nie ma. Dziś każdy rolnik – zarówno bardzo bogaty, produkujący na rynek, jak i ten, który uprawia ziemię tylko na własne potrzeby – płacą identyczne składki, pięciokrotnie niższe niż drobni przedsiębiorcy w mieście. Emerytury rolnicze w ponad 90 proc. fundowane są przez państwo. W tym roku będzie to około 13 mld zł. Średnie świadczenie z KRUS wynosi 843 zł. Przywilejów rolników broni PSL, wcześniej także Samoobrona. Kupują głosy wsi za nasze pieniądze.
O reformie emerytur mundurowych myślał już rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego. Miała ona polegać na wydłużeniu obowiązkowego okresu pracy, który wtedy wynosił 30 lat. Emerytem można było zostać dopiero po ukończeniu 55 lat. Zamiast tego po dojściu do władzy koalicji SLD – PSL była antyreforma. Staż obowiązkowy skrócono do 15 lat. Wprowadzono też zasadę, że waloryzacja świadczeń ma się odbywać w identycznej wysokości jak wzrost płac na danych stanowiskach w wojsku czy policji. Jeśli więc płaca pułkownika rosła o 20 proc., to o tyle samo podnoszono emeryturę pułkowników. Emerytury mundurowych rosły błyskawicznie. Była to kiełbasa wyborcza SLD dla wszystkich „utrwalaczy władzy ludowej”. Odebrała ją AWS, wcielając w 1999 r. mundurowych do systemu powszechnego. Przywrócił SLD, powracając do władzy w 2003 r., niszcząc nowy system. Dziś emerytów mundurowych jest prawie dwa razy więcej niż pracowników. Ich średnia emerytura wynosi 2726 zł. Dorabiać można do niej bez ograniczeń. Mundurowi składek nie płacą w ogóle.
Reklama
Tuż przed wyborami parlamentarnymi w 1997 r. SLD postanowił też kupić przychylność sędziów i prokuratorów. Obie grupy także wyjęto z systemu powszechnego, gwarantując emeryturę w wysokości 70 proc. ostatniego uposażenia, fundowaną przez państwo. Z uchwaleniem niesprawiedliwych przywilejów posłowie uwinęli się w pięć dni. W podobnym tempie w 2005 r. uchwalono specemerytury górnicze.
Mamy więc teraz system powszechny, w którym jest większość pracujących, i kilka innych systemów, dla uprzywilejowanych. Zwykli pracujący będą mieć niskie emerytury wynikające z sumy płaconych przez lata składek. Nie większe niż 30 – 40 proc. zarobków. Podnieść je może tylko wydłużenie wieku emerytalnego. Obecnie średnia emerytura z ZUS wynosi 1570 zł, te nowe będą o wiele niższe. O 70 – 75 proc. ostatniej pensji, na jakie liczyć mogą uprzywilejowani, marzyć nie możemy. Musielibyśmy pracować do osiemdziesiątki. Ale to my, z naszych podatków musimy te przywileje sfinansować, choć są głęboko niesprawiedliwe i w innych krajach niespotykane. Szwedzki policjant pracuje do sześćdziesiątki, polski nie może. Z każdym rokiem różnice między emeryturami zwykłymi i uprzywilejowanymi będą bardziej widoczne. Beneficjenci tego stanu rzeczy gotowi są bronić wszelkimi metodami, ofiary milczą. Więc to nie nas boją się politycy.