Przede wszystkim, wszystkie publikowane we wtorek raporty makro były złe lub bardzo złe. Raport S&P/Case-Shiller o cenach domów nie jest specjalnie nastrojotwórczy, ale odnotujmy, że był slaby. W marcu ceny spadły o 3,6 proc. r/r (oczekiwano spadku o 3,2 proc.). Jeszcze gorzej było z odczytem indeksu Chicago PMI. Spadł w maju z 67,6 pkt. do 56,6 pkt. (oczekiwano spadku do 62,6 pkt.). Dane regionalne ostatnio nie są w cenie, ale to były kolejne bardzo słabe dane. Indeks zaufania konsumentów podawany przez Conference Board spadł w maju do sześciomiesięcznego minimum. Oczekiwano wzrostu z 66 do 66,5 pkt., a tymczasem zanurkował do 60,8 pkt.

Gracze koncentrowali się jednak nie na danych makro, a na kryzysie europejskim. Nie było to zbyt poważne, ale w końcu miesiąca jako pretekst wystarczyło. W poniedziałek wieczorem Jean-Claude Juncker, szef grupy skupiającej ministrów finansów strefy euro (Eurogrupy) zapowiedział, że do końca czerwca zadecyduje o nowej pomocy dla Grecji. Powiedział też, że Unia Europejska wyklucza „twardą restrukturyzację” greckiego zadłużenia. Poza tym, Wall Street Journal napisał we wtorek, że Niemcy zmiękczą swoje stanowisko odnośnie nowej pomocy dla Grecji. "Financial Times" twierdzi, że nowy plan będzie polegał na dobrowolnej restrukturyzacji długu. Posiadacze obligacji dostaliby jakieś (?) zachęty za zgodę na wydłużenie terminu spłat.

Rynkowi akcji nic nie przeszkadzało. Złe dane lekceważono, bo już dwa tygodnie temu wymyślono sobie, że gospodarka weszła „chwilowo” na mieliznę, a złe dane pozwolą na długie stosowanie ultra łagodnej polityki monetarnej. Nie przeszkodziło to, że agencja ratingowa Moody’s zagroziła obniżeniem ratingu japońskiego długu, bo skoro Nikkei mocno wzrósł, to po co się tym przejmować? Najważniejszy był spadek wartości dolara (plus dla eksporterów) i wzrost cen surowców (korzystał sektor surowcowy), a najważniejszy był po prostu koniec miesiąca, czyli „window dressing”.

W końcówce byki dodatkowo docisnęły pedał gazu. Nie udało się wymazać spadkowego maja, ale skala spadku była bardzo mała (niecałe dwa procent). Pytanie tylko, jak długo można grać taką grę pod nazwą „im gorzej tym lepiej”? Skup obligacji skończy się w czerwcu. Co potem ma pomóc już słabej gospodarce? Ja tego czegoś nie widzę, ale rynek ma inne zdanie.

Reklama

GPW rozpoczęła wtorkową sesję zgodnie z oczekiwaniem: wzrostem indeksów z otwarciem okna hossy. Widać było, że nasz rynek jest nieco wstrzemięźliwy, ale nie mógł się oprzeć entuzjazmowi płynącemu z innych giełd. WIG20 pokonał opór i ruszył w dalszą drogę na północ. Najmocniejszy był sektor surowcowy (wynik wzrostu cen surowców).

Po szybkim wzroście WIG20 zatrzymał się w okolicach poziomu 2.900 pkt. To nie był opór techniczny, ale okrągłe poziomy często stanowią jakąś psychologiczną barierę. Dopiero przed rozpoczęciem sesji w USA doszło do wybicia, ale fixing schłodził indeks znowu do 2.900 pkt. Jednoprocentowy wzrost nie wygląda imponująco, ale wystarczył, żeby anulować formację podwójnego szczytu, co poparte zostało olbrzymim obrotem. WIG20 powinien wkrótce przetestować opór w obszarze 2.940 – 2.950 pkt.