Ostatnie dane zaskoczyły pozytywnie wszystkich analityków i polityków. Na koniec lipca przychody były wyższe niż zakładane. VAT, PKB i NBP – to głównie one odpowiadają za to, że tegoroczny budżet ma się lepiej, niż zakładał rząd. Czy powinniśmy się cieszyć?
Wszystko wskazuje na to, że w tym roku kłopotów z realizacją budżetu nie będzie. Świadczą o tym ostatnie dane z jego wykonania – na koniec lipca przychody były wyższe od zakładanych w ustawie o 8,5 mld zł, podczas gdy wydatki – o 5,4 mld zł niższe. Na koniec roku deficyt budżetowy może o ponad 10 mld zł, niż zakładał rząd. Jak do tego doszło?

Skąd wyższe wpływy

Największym prezentem, jaki dostał w tym roku rząd, była czterokrotnie wyższa od spodziewanej wpłata z zysku NBP. Zamiast wpisanych do budżetu 1,7 mld zł państwowa kasa dostała zastrzyk w postaci aż 6,2 mld zł. Kwota ta ma niemal trzy czwarte udziału w 8,5 mld zł nadwyżki we wpływach.
– Pozostała jej część jest efektem wyższej inflacji i wyższego wzrostu PKB – uważa główny ekonomista Invest-Banku dr Jakub Borowski. Rząd przyjął bowiem w budżecie na 2011 rok, że inflacja wyniesie 2,3 proc., a PKB wzrośnie o 3,5 proc. Tak ostrożne założenia musiały oznaczać, że wpływy będą sporo wyższe od założonych w ustawie. Zresztą zaktualizowane prognozy rządu mówią o całorocznej inflacji na poziomie 3,5 proc. i 4-proc. wzroście PKB. A oba te czynniki – rosnące ceny i gospodarka – napędzają dochody budżetu. Dzięki nim wpływy są wyższe o 2,3 mld.
Reklama
Jak przyznaje resort, choć na razie bez podawania konkretnych cyfr, najbardziej na plus odstają od prognoz wpływy z VAT. Lepiej też jest z dochodami z CIT, bo firmy wychodzą ze spowolnienia i kończą odliczać straty z lat kryzysowych. – Oczywiście mamy tu wpływ inflacji, ale też zwykle urzędnicy resortu finansów szacują wpływy na podstawie danych historycznych, co oznacza, że przy spowolnieniu dochody są niższe od prognoz, a przy wychodzeniu ze spowolnienia – wyższe. Choć teraz to odchylenie nie jest ogromne – tłumaczy prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
Tym razem analitycy resortu wzięli poprawkę na opisane przez prof. Gomułkę zjawisko tzw. elastyczności podatkowych. Polega ono na tym, że dochody podatkowe np. z VAT w okresie spowolnienia spadają znacznie szybciej niż wzrost gospodarczy, za to rosną znacznie szybciej, gdy gospodarka odżywa. Ale, jak się okazuje, mimo tej poprawki i tak wpływy są wyższe od prognoz.

Jak spadły wydatki

Na korzyść wykonania budżetu działają również niższe wydatki. W całym roku budżet ma wydać 313 mld zł. Do końca lipca minister finansów miał rozdysponować 185 mld zł, jednak w rzeczywistości okazało się, że w kasie zostało mu 5 mld zł.
Jak informuje sam resort, te oszczędności wynikają z niższego przekazania dotacji do FUS oraz przesunięcia na później wydatków inwestycyjnych, co jest spowodowane między innymi opóźnieniami w procedurze zamówień publicznych.
Ponadto niektórzy dysponenci budżetowi z opóźnieniem występują o przekazanie przyznanych środków z rezerw celowych. – Część wydatków inwestycyjnych przyspieszy zapewne w czwartym kwartale, tym bardziej że idzie spowolnienie – uważa dr Borowski. Ministerstwo to potwierdza. „Na tym etapie wykonywania budżetu państwa nie ma przesłanek do tego, aby nie zostały one wykonane do końca roku” – taką odpowiedź na nasze pytania otrzymaliśmy z resortu. To oznacza, że pod koniec roku oszczędności nie będą już tak imponujące.

Tańczący deficyt

Właśnie z powodu wyższych wydatków w kolejnych miesiącach deficyt całoroczny na pewno nie utrzyma się na poziomie aż o 14,5 mld zł niższym od zakładanego. Ale i tak nie dobije do założonych w ustawie budżetowej 40,5 mld zł. Według szacunków resortu może wynieść 30 mld zł.
Dobra realizacja budżetu w tym roku może ułatwić nieco realizację przyszłorocznego. – Projekt na rok 2012 jest trochę nierealistyczny, niektóre założenia są zbyt optymistyczne. Ale jeśli się okaże, że wykonanie budżetu tegorocznego jest dużo lepsze, to niewątpliwie urealni to ten przyszłoroczny – uważa prof. Gomułka.
Kryteria z Maastricht, czyli dług i finanse publiczne pod kontrolą
Deficyt w krajach UE nie może przekroczyć 3 proc. PKB, choć są możliwe wyjątki dla państw, które tak jak Polska mają kapitałowy system emerytalny. W tym przypadku deficyt może wynieść „nieco powyżej' wymaganych 3 proc., czyli de facto w granicach 3,5 proc., natomiast dług bezwzględnie nie może przekroczyć pułapu 60 proc. PKB, czyli identycznego z tym zapisanym w polskiej konstytucji. Za naruszenie tych zasad grożą kary. Do niedawna jednak dotyczyły one tylko państw przekraczających deficyt, do poziomu długu publicznego Bruksela zdawała się nie przywiązywać wagi.
To dlatego wiele państw strefy euro, jak Włochy czy nawet Niemcy, mają dług sporo wyższy od 60 proc. Jednak po światowym kryzysie finansowym UE zaostrzyła reguły i ma karać także za kłopoty z utrzymaniem w ryzach długu. Polski minister finansów przygotował plan zmniejszenia deficytu sektora finansów do 2,9 proc. PKB na koniec przyszłego roku. Poza regułą wydatkową dla samorządów pozostałe rozwiązania to między innymi wprowadzona podwyżka VAT, a także zmniejszenie składki do OFE. Te zmiany w systemie emerytalnym mają zmniejszyć wydatki o 0,64 proc. PKB w 2011 roku i o kolejne 0,53 proc. w przyszłym.