Wtorkowa sesja na nowojorskiej giełdzie zaczęła się słabo, od sięgających 1 proc. spadków, a zapowiadała się fatalnie, gdy zniżki zaczęły przekraczać 2 proc. S&P500 dotarł do poziomu 1075 punktów, najniższego od ponad dwunastu miesięcy i o ponad 20 proc. niższego od szczytu z początku maja. Spadek o takiej skali upoważnia do użycia na określenie tego co dzieje się na rynku słowa bessa. Prawdopodobnie to właśnie widmo bessy zmobilizowało byki do obrony. W ciągu dwóch godzin zdołały one całkowicie zniwelować wcześniejszą stratę. Można to było uznać za spore osiągnięcie i zdecydowany sukces. Końcówka notowań mogła jednak wprawić w osłupienie. Po niewielkim osłabieniu indeksy wręcz wystrzeliły w górę. Dow Jones zakończył dzień zwyżką o 1,4 proc., a S&P500 wzrostem o 2,25 proc. Płynne przejście od ponad 2 proc. spadku do ponad 2 proc. wzrostu w ciągu jednej sesji robi wrażenie nawet w obecnych nerwowych czasach. Podobną woltę można było obserwować na rynku ropy naftowej i miedzi. Silnie spadające notowania srebra i złota na plus nie zdołały wyjść, ale skala zniżki pod koniec dnia znacznie się zmniejszyła.

W komentarzach szybko pojawiła się litania powodów, które mogły sprawić tak radykalną zmianę nastrojów. Na jej czele znalazły się pogłoski o tym, że w strefie euro przygotowywany jest plan zwiększenia pomocy bankom w razie nasilenia się zawirowań. To właśnie po opublikowaniu tych doniesień na internetowych stronach Financial Times wskaźniki ruszyły w górę. To jednak był chyba tylko pretekst. Większe znaczenie mogły mieć dla byków słowa Bena Bernanke. Zapewnił on, że Fed jest gotów do podjęcie dalszych kroków wspomagających amerykańską gospodarkę w razie potrzeby. Znów odżyły więc rachuby na kolejną rundę ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Stwierdził też, że konieczna jest umiejętnie prowadzona polityka fiskalna rządu, a długofalowe dążenie do obniżenia zadłużenia i deficytu jest do pogodzenia z doraźnymi działaniami wspomagającymi wzrost gospodarczy. Tyle tylko, że te słowa inwestorzy usłyszeli już na początku sesji. Wówczas euforii nie wywołały. Reasumując, wtorkowa euforia jest nieco podejrzana i liczenie na to, że stanowi ona przełom, może okazać się złudne. Lepiej poczekać na potwierdzenie zmiany nastrojów na rynku.

Poczekać najwyraźniej postanowili inwestorzy w Azji. Nikkei zniżkował dziś na godzinę przed końcem notowań o 0,8 proc., tyle samo w dół szedł indeks na Tajwanie, w Korei spadek przekraczał 2 proc. Na pozostałych parkietach wskaźniki zwyżkowały po kilka dziesiątych procent. Kontrakty na amerykańskie indeksy wskazują, że wtorkowy hurraoptymizm wyparował. Rano spadały po 0,5 proc. Mimo to można było spodziewać się dobrego początku sesji w Europie. Na przeszkodzie temu stanęła jednak agencja Moody's, obniżając rating Włoch aż o trzy poziomy. Ta informacja może zaważyć na losach rynku, przynajmniej na dzisiejszej sesji.