Grecki premier zafundował inwestorom kolejny horror. Jeśli wynik zapowiedzianego przez niego referendum będzie niekorzystny dla reform, giełdy przeżyją wstrząs. Ryzykowna gra Papandreu może zakończyć się bankructwem Grecji.

Łagodna korekta, rozpoczęta w miniony piątek, z większą siła kontynuowana w poniedziałek, wczoraj przybrała formę panicznej wyprzedaży. Przekraczające 5 proc. spadki w Paryżu i Frankfurcie oraz ponad 2,5 proc. przecena na Wall Street są tego najlepszym dowodem. Powód jest niebagatelny. Zaskakująca decyzja premiera Grecji o przeprowadzeniu referendum w sprawie reform, mającym towarzyszyć drugiemu pakietowi pomocy dla tego kraju, to bardzo ryzykowne posunięcie. Znając nastawienie jego obywateli do reform, demonstrowane masowo na ulicach, wynik można przewidzieć ze sporym prawdopodobieństwem. Głosowanie przeciw reformom pogrzebie plan kontynuacji pomocy i doprowadzi do bankructwa Grecji. Jeśli tak się stanie, czeka nas powtórka scenariusza Lehman Brothers. Wtorkowe tąpnięcie na giełdach pokazuje, że inwestorzy całkiem poważnie biorą pod uwagę takie właśnie rozwiązanie. Grecka tragedia będzie nadawała ton na giełdach, a sytuację komplikuje fakt, że w tym tygodniu ma odbyć się głosowanie nad votum nieufności dla obecnego rządu. Nerwowość czołowych polityków europejskich niepokój jeszcze wzmaga.

Wszelkie dotychczasowe kalkulacje na temat perspektyw rynku można schować do szuflady. Niedźwiedzie w dwóch ruchach skasowały sześciosesyjne wysiłki byków. Nadzieje na zbliżenie się do lipcowych szczytów prysły niczym bańka mydlana. Tym bardziej, że nie tylko greckie tańce psują nastroje. Już w poniedziałek informacje makroekonomiczne były niepokojące. Wtorek przyniósł jeszcze więcej negatywnych sygnałów. Indeksy aktywności gospodarczej w Chinach znów zanotowały spadek, choć zdołały utrzymać się powyżej 50 punktów. Szwajcaria i Wielka Brytania pod tym względem wyglądają fatalnie. Tam wskaźniki te sygnalizują recesję. Analogiczny indeks dla amerykańskiego przemysłu obniżył się z 51,6 do 50,8 punktu, znacznie mocniej niż się spodziewano. I on znalazł się w pobliżu granicy oddzielającej wzrost od zapaści. Powodów do optymizmu więc nie ma. Nasz rynek stoi dziś przed ciężką próbą. Po wtorkowej świątecznej przerwie inwestorzy muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Spotkanie z nią może być bolesne. Pewne nadzieje byki mogą wiązać z sygnałami płynącymi z notowań kontraktów terminowych. Zarówno te na indeksy amerykańskie, jak i europejskie, rano zwyżkowały po ponad 1 proc. Można liczyć jedynie na odreagowanie wtorkowej paniki, ale nie na zmianę nastrojów.

Giełdy azjatyckie w większości spokojnie przyjęły niepokoje wokół Grecji. Wyjątkiem był Nikkei, który na godzinę przez końcem handlu zniżkował o ponad 2 proc. Na pozostałych parkietach spadki nie przekraczały kilku dziesiątych procent. Shanghai Composite rósł o 0,8 proc.

W trakcie sesji czekają nas bardzo istotne informacje, dotyczące aktywności gospodarczej w strefie euro oraz amerykańskiego rynku pracy. Wieczorem odbędzie się posiedzenie Fed, a po nim zostaną przedstawione prognozy dla gospodarki Stanów Zjednoczonych.

Reklama