Choć trudno mówić, że wtorkowa sesja na nowojorskim parkiecie przebiegała w spokojnej atmosferze, to jednak wielkiej chęci do sprzedawania akcji nie było widać. Spadki indeksów po około 0,4 proc. można uznać za zupełnie nieistotne, jeśli spojrzeć na informacje makroekonomiczne. Drugie przybliżenie oceny stanu amerykańskiej gospodarki w trzecim kwartale wypadło zdecydowanie niekorzystnie. Oczekiwano wzrostu PKB o 2,5 proc., tymczasem wyszło tylko 2 proc. To i tak znacznie lepiej niż 1,3 proc. w drugim kwartale, ale rozczarowanie jest w pełni uzasadnione. Wciąż głośno komentowane za oceanem jest fiasko kongresowej komisji, mającej wypracować kompromis między Demokratami a Republikanami w kwestii redukcji deficytu budżetowego i zadłużenia. Wskazuje ono na niewydolność amerykańskiego dwupartyjnego sytemu politycznego i rodzi obawy, że stan ten może mieć charakter chroniczny, czyli utrzymać się po przyszłorocznych wyborach. I wreszcie brakowało wczoraj jakichkolwiek oznak poprawy w Europie. Wygląda to tak, jakby politycy wyjechali za miasto, nie przejmując się zbytnio tym, co dzieje się na rynkach.

A na rynkach oprocentowanie krótkoterminowych bonów skarbowych Hiszpanii wyniosło ponad 5 proc. Rynki pokazały już czerwone kartki dwóm premierom i mogą na tym nie poprzestać. Na Wall Street odżyły nadzieje na kolejną rundę ilościowego luzowania, co zamortyzowało wszelkie negatywne wieści. Technicznie obraz rynku się nie zmienił. Zmniejszenie skali przeceny o niczym nie przesądza. Równie dobrze możemy zobaczyć silny ruch w górę, jak i w dół. Być może zobaczymy już dziś. Bodźców będzie bowiem pod dostatkiem. Poznamy wskaźniki aktywności gospodarczej w strefie euro i w największych jej gospodarkach oraz dynamikę zamówień w przemyśle. W przypadku wszystkich wskaźników oczekiwania są pesymistyczne. Jeszcze większa dawka danych napłynie zza oceanu. Będą to liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, zamówienia na dobra trwałe, dynamika dochodów i wydatków oraz indeks nastrojów konsumentów. W ich przypadku oczekiwania także nie są wygórowane.

Makroekonomiczny serial rozpoczął się od złych danych z Chin. Wskaźnik aktywności tamtejszego przemysłu spadł z 51 do 48 punktów, sygnalizując regres w tej dziedzinie. To najgorszy wynik od niemal trzech lat. Reakcja giełdy w Szanghaju była umiarkowana. Indeksy na godzinę przed końcem sesji traciły po 0,7-0,9 proc. Jednak na Tajwanie spadek sięgał niemal 3 proc., a w Hong Kongu wynosił prawie 2 proc. W poniedziałek bez echa przeszła informacja o obniżeniu stopy rezerw obowiązkowych dla kilku małych chińskich banków, ale w połączeniu z dzisiejszymi danymi o kondycji przemysłu oraz obniżaniem prognoz dla chińskiej gospodarki, sugeruje że sytuacja staje się coraz bardziej poważna. Zareagował na to rynek pochodnych. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zniżkowały rano po około 1 proc., ale chwilami futures na CAC40 i DAX szły w dół o 1,5 proc. To nie najlepszy prognostyk przed rozpoczęciem handlu na naszym kontynencie.