Możemy stracić miliardy euro dotacji na rozbudowę sieci dróg i kolei. Nowe zasady przyznawania środków sprawią, że w kolejce po pieniądze pierwsze ustawią się zamożniejsze kraje UE, głównie te zagrożone kryzysem
Wart ponad 30 mld euro program budowy dróg i kolei, lansowany przez Komisję Europejską, może okazać się wielkim niewypałem – zamiast zniwelować infrastrukturalne różnice pomiędzy krajami członkowskimi, jeszcze je pogłębi. Istnieje bowiem groźba, że znacząca część puli trafi do państw starej Unii, na czym straci największy kraj nowej Unii – Polska.
Do tego przetargi drogowe lub kolejowe będą nadzorowane przez brukselskich urzędników, nieznających krajowych uwarunkowań i przepisów. – Wydaje się to absurdalne – ocenia w rozmowie z „DGP” minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska.

>>> Czytaj też: 60 procent Niemców: euro nie było dobrym pomysłem

Wstępne założenia projektu były równie ambitne, co jego nazwa – „Łącząc Europę”. Unijni notable zaplanowali stworzenie jednolitej sieci transportowej w państwach członkowskich, czyli równie szerokich i długich autostrad oraz równie szybkich pociągów. Już w 2012 roku rozpocząć ma się pilotażowy etap projektu. Problem w tym, że 30 mld euro przeznaczone na ten cel przez KE będzie rozdzielane na zasadach konkursowych, a nie zgodnie z regułą kopert narodowych (gdzie każdemu państwu przysługuje z góry określona pula). Państwa członkowskie będą zgłaszały projekty związane z infrastrukturą drogową lub kolejową, a unijne dofinansowanie uzyskają tylko najlepsze z nich.
Reklama

Walka bez pardonu

Choć reguły wydają się jasne, to, zdaniem minister rozwoju regionalnego, przy przyznawaniu pieniędzy na konkretne projekty może dochodzić do wielu wypaczeń. – Jeśli nie ma zasady kopert narodowych, to stare państwa UE będą mogły korzystać z pieniędzy, które od wielu lat przeznaczone są dla krajów objętych Funduszem Spójności – mówi Bieńkowska. A to właśnie dzięki temu funduszowi miały się wyrównywać różnice pomiędzy starymi i nowymi członkami UE.
– W dodatku państwa starej Unii są zdecydowanie bardziej doświadczone w przygotowywaniu projektów niż nowi członkowie – zauważa Ewa Nowińska, ekspert funduszy unijnych. Dodaje, że w czasie wyraźnego spowolnienia gospodarczego i groźby głębokiej recesji w strefie euro państwa nieobjęte polityką spójności są jeszcze bardziej zdeterminowane do poszukiwania pieniędzy. – Wykorzystają każdą sposobność do wygarnięcia dla siebie tych pieniędzy – twierdzi Nowińska.

>>> Czytaj też: Quo vadis Europo? Oto trzy wizje zbawienia Starego Kontynentu

Dodatkowe obawy resortu rozwoju regionalnego budzi sposób realizacji inwestycji w ramach programu KE. – Wiadomo, że ma on być wdrażany z poziomu Komisji Europejskiej, co trudno jest mi sobie wyobrazić. Dojdzie bowiem do tego, że urzędnik Komisji będzie nadzorował przetargi na drogi np. gdzieś w woj. podlaskim czy podkarpackim – mówi Elżbieta Bieńkowska.

Kto to policzy

Równie krytycznie o unijnym projekcie wypowiadają się eksperci. – Centralne zarządzanie pieniędzmi, w dodatku przez urzędników, spowoduje poważny zastój w realizacji projektów. Chyba że KE stworzy dodatkowe kadry, co jest wątpliwe ze względu na niosące za sobą koszty – mówi Eryk Kłossowski, ekspert z Instytutu Jagiellońskiego. Jego zdaniem, zarządzanie środkami z instrumentu „Łącząc Europę” powinien zajmować się Europejski Bank Inwestycyjny. – Ta instytucja ma wykwalifikowaną kadrę i niezbędne środki – argumentuje. Dodaje też, że takie rozwiązanie sprawdziło się w przypadku programu rewitalizacji obszarów wiejskich „Jessica”.
Wszystko wskazuje zatem na to, że Polska wyjątkowo dotkliwie odczuje wprowadzenie programu „Łącząc Europę”. Tym bardziej że alternatywne rozwiązania, które mogłyby utrzymać tempo inwestycji w transport, wyglądają raczej mizernie – wartość przetargów drogowych zapowiedzianych przez GDDKiA na przyszły rok ledwie przekroczy 2 mld zł, podczas gdy jeszcze w 2009 roku było to rekordowe 30 mld zł.
Ponad 30 mld euro na transport
Instrument „Łącząc Europę” zakłada finansowanie projektów w trzech obszarach – transport, energia i telekomunikacja. Komisja Europejska ma na ten cel 50 mld euro, z czego na rozbudowę infrastruktury transportowej (utworzenie brakujących połączeń oraz usunięcie tzw. wąskich gardeł) 31,7 mld euro. Kwota ta obejmuje pulę 10 mld euro w ramach Funduszu Spójności na projekty w państwach objętych tym funduszem, z pozostałych 21,7 mld euro skorzystać będą mogły wszystkie państwa członkowskie. Pod warunkiem że ich projekty okażą się najlepsze. Zwycięzców wybierze Bruksela. Do 2020 r. na ulepszenie sieci transportowej potrzeba 500 mld euro.