Po wtorkowej sesji widoczne stały się różnice w kondycji warszawskiego parkietu i głównych giełd zagranicznych. Spory w tym udział spadku cen akcji KGHM, ale słabości naszego rynku i bez tego ukryć się nie da.

Wtorkowa sesja za oceanem była kolejną, w trakcie której amerykańscy inwestorzy nie mogli się zdecydować na poważniejsze posunięcia. Przez prawie pięć godzin indeksy poruszały się wokół poziomu poniedziałkowego zamknięcia. W końcówce byki zaatakowały nieco odważniej, ale spotkały się z błyskawiczną kontrą. W efekcie Dow Jones zyskał 0,4 proc., a S&P500 wzrósł o 0,1 proc. Ten ostatni od kilku dni ma trudności z pokonaniem 1266 punktów, czyli szczytu z 11 listopada. Ten poziom stanowi ostatni bastion przed atakiem na ten znacznie ważniejszy szczyt z końca października, znajdujący się w okolicach 1285 punktów. O tym, czy dojdzie do próby jego pokonania zadecyduję europejscy politycy, a dowiemy się tego już w piątek. Do tego czasu nie należy spodziewać się poważniejszych akcji żadnej ze stron rynku. Widać to od czterech dni i będzie widać przez kolejne dwa.

Na warszawskim parkiecie czekanie na europejskie rozstrzygnięcia zostało wczoraj brutalnie przerwane. Podobnie jak kilkanaście dni temu, znów za sprawą KGHM. Tym razem nasz koncern zaszalał, składając ofertę zakupu kanadyjskiej spółki za ponad 9 mld zł, godząc się zapłacić 30 proc. premię w stosunku do jej wartości giełdowej. Pod znakiem zapytania jednocześnie stanęła wypłata dywidendy. Nic dziwnego, że w pierwszym odruchu akcje miedziowego kombinatu poleciały w dół o ponad 10 proc. Złe nastroje przeniosły się szybko na kolejne duże spółki i w efekcie WIG20 zakończył dzień stratą o 2,2, proc., lokując się na przedostatnim miejscu na naszym kontynencie, przed spadającą o ponad 4 proc. Moskwą. Indeks jest więc na najlepszej drodze w kierunku dołka znajdującego się około 100 punktów poniżej wtorkowego zamknięcia. Wybawić nas z opresji może oczywiście Europa, bo miejscowa siła rynku zdaje się dość mizerna.

Poranne notowania kontraktów zapowiadają szansę na poprawę sytuacji. Pochodne na indeksy amerykańskie zyskiwały po 0,8 proc., a na europejskie po około 1 proc. Danych makroekonomicznych dziś będzie niewiele. Do najważniejszych należeć będzie dynamika produkcji przemysłowej Niemiec, w przypadku której oczekuje się wzrostu w październiku o 0,4 proc., po wrześniowym spadku o 2,7 proc. Z uwagą powinny też być śledzone wyniki aukcji niemieckich obligacji, choć tu niespodzianek raczej nie należy się obawiać.

Na giełdach azjatyckich nastroje były dziś lepsze niż ostatnio. Nikkei zyskał 1,7 proc., a na godzinę przed końcem handlu zwyżki w Hong Kongu i na Tajwanie sięgały po około 1 proc. Na chińskiej giełdzie kontynuowane było niewielkie odbicie po niedawnym osiągnięciu dwunastomiesięcznego minimum. Shanghai B-Share rósł o 0,6 proc., a Shanghai Composite o 0,1 proc.

Reklama