Kontrast między szukającą na każdym kroku oszczędności Europą a rozbudowującymi się wciąż Abu Zabi i Dubajem jest uderzający. Ale kolejne realizowane i planowane inwestycje – z których niemal każda musi być największa, najwyższa, najdroższa, najbardziej spektakularna – są nie tylko fanaberiami szejków niewiedzących, co robić z pieniędzmi. To inwestycja na czas, kiedy wyczerpią się zasoby ropy naftowej – głównego źródła dochodów Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Bez ropy nie byłoby tu niczego. No, prawie niczego. Dzięki strategicznemu położeniu na szlakach handlowych, jeszcze przed erą petrodolarów, pozostające pod protektoratem brytyjskim terytoria – z których 2 grudnia 1971 r. powstały Zjednoczone Emiraty Arabskie – były stosunkowo zamożne. Dopiero jednak odkrycie w 1958 r. złóż ropy i rozpoczęcie cztery lata później jej eksportu przyspieszyło rozwój. Wielka w tym zasługa szejka Zayeda bin Sultana Al Nahyana, władcy Abu Zabi i pierwszego prezydenta ZEA, który polecił, by dochody z ropy były wydawane na opiekę zdrowotną, edukację, infrastrukturę i wsparcie mniejszych członków federacji.
Podjęcie tej decyzji było o tyle łatwiejsze, że Emiraty doświadczyły już zmienności rynku. Na przełomie XIX i XX wieku region stał się światowym centrum połowu pereł. Boom był krótkotrwały – spadek popytu wskutek Wielkiego Kryzysu, dwóch wojen światowych, upowszechnienia hodowli pereł i wprowadzenia ceł przez Indie całkowicie zrujnowały region.

Ropa

Reklama
Z ropą naftową jest o tyle lepiej, że popyt na nią stale rośnie, ale za to zapasy nie są niewyczerpane. Rezerwy ZEA szacowane są na 98 mld baryłek (z czego 92 mld przypadają na największy z siedmiu emiratów, Abu Zabi), co daje im szóste miejsce na świecie. Przy obecnym poziomie produkcji – 2,9 mln baryłek dziennie – wystarczą na niespełna 93 lata, ale produkcja ma wzrosnąć w najbliższych latach do 5 mln baryłek. W przypadku Dubaju rezerwy już teraz są szacowane najwyżej na 20 lat.
Uniezależnienie się od czarnego złota przy zachowaniu obecnego poziomu życia – bardzo wysokiego, bo PKB na osobę to prawie 60 tys. dol. rocznie – nie jest więc pieśnią przyszłości, ale zadaniem na teraz. – Nie chcemy zależeć od ropy naftowej jako jedynego czynnika rozwoju. Zmienność jej cen wymaga od nas dywersyfikacji gospodarki – mówi podczas spotkania z zagranicznymi dziennikarzami zaproszonymi na obchody 40-lecia powstania państwa Mohammed Omar Abdullah z ministerstwa rozwoju gospodarczego. Eksport ropy zapewnia Emiratom 84,1 proc. wszystkich dochodów. W ciągu 40 – 60 lat ma on stanowić już poniżej połowy. Przy okazji celem jest uniezależnienie się od ropy jako jednego źródła energii. – Nasze potrzeby rosną w tempie 9 proc. rocznie, sama ropa nie wystarczy na zaspokojenie tak szybkiego wzrostu – mówi z kolei minister spraw zagranicznych, szejk Abdullah bin Zayed Al Nahyan, wyjaśniając, dlaczego władze zasobnego w ropę państwa postanowiły rozwijać energetykę jądrową.
Z tego samego powodu stawiają też na odnawialne źródła energii. Przykładem takiego uwalniania się od ropy jest Masdar – budowane od podstaw miasto, które jako pierwsze na świecie ma być w pełni ekologiczne. Dzięki zasilaniu energią słoneczną, wiatrową, a w mniejszym stopniu także geotermalną zaprojektowany przez pracownię Normana Fostera i liczący docelowo 40 tys. mieszkańców Masdar ma mieć zerowy bilans emisji dwutlenku węgla. Koszt przedsięwzięcia, które ma zostać ukończone między 2020 a 2025 r., oszacowano na 19 mld dol.
Tego typu spektakularne projekty to jeden z filarów przyszłych, postnaftowych Emiratów. Pozostałe to usługi bankowo-finansowe, handel, turystyka i inwestycje zagraniczne.

Rywalizacja

Choć gospodarze zbywają ten temat milczeniem, nie sposób uniknąć wrażenia, że jednym z czynników rozwoju kraju jest rywalizacja między dwoma największymi i najludniejszymi emiratami – Abu Zabi i Dubajem (tradycyjnie władca pierwszego z nich jest prezydentem ZEA, drugiego – premierem). Rywalizacja inwestycyjna – kto zbuduje wyższy wieżowiec, bardziej luksusowy hotel, bardziej niezwykłą sztuczną wyspę, większe centrum handlowe, większe lotnisko, zorganizuje ważniejszą imprezę sportową. A tu słowo „większa” oznacza „największa na świecie”.
I tak Dubaj ma liczący 829,84 m wieżowiec Burdż Chalifa – najwyższą konstrukcję zbudowaną przez człowieka, najdroższy i uznawany za najbardziej luksusowy hotel świata Burdż Al Arab, największe centrum handlowe świata Dubai Mall, trzy sztuczne wyspy w kształcie palm oraz jedną w kształcie mapy świata. Do tego projekty realizowane bądź planowane: jak Dubaiworld – największy na świecie park rozrywki, kompleks sportowy Dubai Sports City – też największy na świecie, Hydropolis – pierwszy podwodny hotel czy Al. Maktum International Airport, który po ukończeniu będzie największym lotniskiem świata, choć obecne – Dubai International i tak jest 12. na świecie pod względem ruchu pasażerskiego i 4., biorąc pod uwagę przeloty międzynarodowe. Oraz dziesiątki innych wieżowców, hoteli, centrów handlowych.
W stołecznym Abu Zabi powstały w ostatnich latach mieszczący 40 tys. wiernych meczet szejka Zayeda (koszt 545 mln dol., a wewnątrz znajduje się m.in. największy na świecie perski dywan – jego powierzchnia to 5627 mkw.), zaprojektowany przez Zahę Hadid, most szejka Zayeda, uznawany za najbardziej skomplikowaną konstrukcyjnie przeprawę świata, tor wyścigowy, na którym od dwóch lat odbywają się wyścigi Formuły 1, oraz nowy uniwersytet. A w ramach projektu Abu Dhabi 2030 zagospodarowywana jest wyspa Saadijat, która ma stać się kulturalnym centrum emiratu. W ciągu najbliższych trzech lat mają zostać ukończone Louvre Abu Dhabi – filia paryskiego Luwru (za prawo do korzystania przez 30 lat z tej nazwy władze emiratu zapłaciły 1,3 mld dolarów), Guggenheim Abu Dhabi ze sztuką nowoczesną, tworzone przy współpracy z British Museum Zayed National Museum i sala koncertowa. Na wyspie mieścić się będzie także filia uniwersytetu nowojorskiego, a w Abu Zabi jest już filia paryskiej Sorbony.
Rywalizacja trwa nawet w powietrzu – należące do rządu Dubaju linie Emirates są największym przewoźnikiem na Bliskim Wschodzie i nie kryją planów, by w ciągu kilku lat stać się światowym liderem. Ale dynamicznie rozwijają się także młodsze o prawie 20 lat Etihad, które są flagową linią Abu Zabi. A także w sporcie – tuż po tym, jak przed trzema laty rodzina panująca w Abu Zabi wykupiła angielski klub piłkarski Manchester City, fundusz inwestycyjny Dubai International Capital próbował – wprawdzie bezskutecznie – przejąć Liverpool i Newcastle United.

Ryzyko

Wszystkie te atrakcje i inwestycje mają spowodować, że ZEA staną się jednym z finansowo-turystycznych centrów świata. Statystycznie nie jest źle, bo sam Dubaj już teraz jest ósmym najchętniej odwiedzanym miastem świata, a do 2015 r. liczba turystów ma sięgnąć 15 mln rocznie. Ale liczby te uwzględniają Pakistańczyków, Hindusów czy Lankijczyków, którzy przyjeżdżają jako gastarbeiterzy i nie wydają setek dirhamów na noclegi w pięciogwiazdkowych hotelach. Tego, że zwrócenie się nakładów może być trudne, dowiodły wydarzenia sprzed dwóch lat, gdy przedsiębiorstwo inwestycyjne rządu Dubaju – Dubai World ogłosiło wstrzymanie spłaty swoich wierzytelności. Ponieważ chodziło o sumę 26 mld dol., informacja ta wstrząsnęła rynkami finansowymi na świecie.
Sztandarowy projekt Dubaju przed bankructwem uratowała pomoc udzielona przez władze Abu Zabi, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że oba emiraty grają na granicy przeinwestowania. Szczególnie widać to w Dubaju, gdzie spadły ceny nieruchomości, wstrzymano wiele projektów inwestycyjnych – włącznie z niektórymi najbardziej spektakularnymi – Hydropolis, The Universe (sztuczny archipelag w kształcie układu słonecznego) czy Dubai Waterfront (największe na świecie sztuczne nabrzeże), a wiele apartamentów czy biur w budynkach już istniejących wciąż stoi puste.
Ale władze Emiratów są przekonane, że tej cienkiej granicy nie przekraczają. Podczas wizyty na wyspie Saadijat oglądamy makiety budowanych tam hoteli, resortów turystycznych i willi. Te ostatnie kosztować mają od kilku do kilkunastu milionów dolarów. Przedstawiciel Tourist Development and Investment Company, rządowego inwestora odpowiadającego za całość projektu Abu Dhabi 2030 na wyspie, na pytanie „DGP”, czy nie obawia się, że trudno będzie zapełnić te wszystkie miejsca hotelowe i apartamenty, odpowiada: – To nie jest projekt zamknięty tylko dla naszych mieszkańców. Nie mamy wątpliwości, że na całym świecie znajdzie się kilkaset osób, które będą chciały kupić sobie tu nieruchomość.