Europejski Bank Centralny hojnie potrząsnął sakiewką, a inwestorzy zamiast się cieszyć i korzystać z okazji do hossy, przestraszyli się słabości banków, która przecież nie była żadną tajemnicą.

Reakcję inwestorów na zaskakująco wysokie zapotrzebowanie na pożyczki banków od Europejskiego Banku Centralnego można uznać za adekwatną do sytuacji. W pierwszym momencie indeksy giełdowe zyskały na wartości. Do głosu szybko doszły jednak obawy, związane z kondycją sektora finansowego. Z drugiej strony, takie podejście może dziwić. Problemy banków były od dawna znane, więc o zaskoczeniu nie mogło być mowy. A Europejski Bank Centralny, oskarżany ostatnio coraz głośniej o zbyt małą aktywność wobec europejskiego kryzysu, wreszcie zdecydował się na odważniejsze posunięcie. Obiecał nieograniczone wsparcie pożyczkowe dla banków i słowa dotrzymał. Oczywiście pożyczka wszystkich problemów banków i Europy nie rozwiązuje, ale przecież nie sposób mówić o rozczarowaniu. Można się spodziewać, że liczący 489 mld euro zastrzyk będzie korzystnie działał na giełdowe nastroje w najbliższych dniach.

W wariancie optymistycznym środowe spadki na europejskich parkietach można potraktować jako korektę wcześniejszego silnego wzrostu indeksów. Scenariusz zwyżki, trwającej do końca roku wciąż pozostaje aktualny, choć nie wydaje się, by jej skala była imponująca. Wskaźniki we Frankfurcie i Paryżu mogłyby w jej wyniku dotrzeć w okolice szczytów z początku grudnia. Oznaczałoby to wzrost o nieco ponad 5 proc.

Na tle tracących wczoraj 0,8-0,9 proc. głównych giełd europejskich, nasz WIG20 prezentował się bardzo dobrze., ale tylko pod względem końcowego wyniku. Zwyżkę sięgającą 0,9 proc. zawdzięczamy skokowi na końcowym fixingu. Co prawda przed południem indeks rósł o 1,4 proc., docierając do 2167 punktów, ale w ciągu dnia tę zwyżkę roztrwonił i z trudem bronił się przed spadkiem pod kreskę. Wiarygodność środowych wskazań ograniczają też bardzo niskie obroty. Patrząc z perspektywy ostatnich kilkunastu sesji, nasz rynek wygląda wyjątkowo słabo. Tendencja jest zdecydowanie spadkowa. Wtorkowa euforia została przez warszawskich inwestorów wykorzystana w niewielkim stopniu. Do szczytu z 5 grudnia indeksowi największych spółek brakuje ponad 6 proc. i trudno się spodziewać, by w najbliższych dniach dotarł w jego okolice.

Na Wall Street handel zakończył się symbolicznymi zwyżkami indeksów. S&P500 zyskał 0,2 proc. Nadzieje lekko przeważyły więc nad obawami. W drugiej części dnia dominowały byki, ale sytuacja jest wciąż chwiejna. Dzisiejsze notowania kontraktów terminowych, początkowo zniżkujące o 0,1 proc., sugerowały lekkie pogorszenie się nastrojów. Z czasem zaczął przeważać optymizm. O losach sesji przesądzą jednak dane makroekonomiczne zza oceanu. Poznamy ostateczną wersję dynamiki amerykańskiej gospodarki w trzecim kwartale. Oczekiwania sięgają 2 proc. wzrostu. Później opublikowana zostanie liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, indeks zaufania konsumentów, indeks wskaźników wyprzedzających oraz indeks cen nieruchomości.

Reklama