W środę senną atmosferę na rynkach finansowych, panującą przez większą część dnia, przerwało gwałtowne umocnienie się dolara. Kurs euro w ciągu kilkudziesięciu sekund spadł do poziomu najniższego od 7 stycznia. W ślad za tym poszła fala wyprzedaży akcji na rynkach zaliczanych do najbardziej ryzykownych, od Budapesztu, Moskwy, Stambułu, po Madryt i Warszawę, ale przecena dopadła także Frankfurt i Wall Street.

Analitycy i komentatorzy zaczęli nerwowo szukać przyczyn tego nagłego ataku strachu i ucieczki do dolara. Z braku lepszych pomysłów, stanęło na tym, że inwestorzy źle przyjęli informację o tym, że europejskie banki pożyczone kilka dni temu w EBC prawie pół biliona euro zaniosły pożyczkodawcy w formie depozytu. A wszyscy liczyli, że zaczną udzielać kredytów firmom i rządom. Może kiedyś tak zrobią, ale na razie się boją i wolą nie ryzykować. O skali strachu świadczy fakt, że za pożyczone pieniące płacą odsetki w wysokości 1 proc., zaś za depozyty uzyskują 0,25 proc. Szkoda, że o unikanie ryzyka nie zadbały wcześniej. Wówczas nie musiałyby pożyczać w EBC. Istota rzeczy jednak tkwi w tym, że pierwsze informacje o lokowaniu przez banki pieniędzy pożyczonych od EBC w EBC, pojawiły się dwa dni wcześniej. Ale jak widać stary strach może być lepszy od nowego.

W każdym razie 2 proc. spadek indeksu we Frankfurcie robi wrażenie, choć wydaje się nieco przesadzony. Dow Jones i S&P500 straciły po 1,1-1,2 proc., a więc także niemało, biorąc pod uwagę zarówno napływające wciąż dane, wskazujące na odzyskiwanie sił przez amerykańską gospodarkę, jak i pokusę podciągania indeksów przed końcem roku. Poranne zwyżki kontraktów na amerykańskie i europejskie indeksy, sięgające 0,3 proc., sugerują, że środowa panika nie będzie miała dalszego ciągu, przynajmniej na początku handlu.

Dziś o przebiegu pierwszej części sesji może przesądzić wynik przetargu na włoskie obligacje, a o jej zakończeniu seria ważnych danych zza oceanu. Kluczowe znaczenie dla inwestorów będzie mieć wskaźnik aktywności gospodarczej w rejonie Chicago, ale wpływ na rynek może mieć też liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych oraz liczbie podpisanych umów sprzedaży domów. W przypadku Chicago PMI oczekuje się spadku z 62,6 do 61 punktów. Analitycy spodziewają się wzrostu liczby wniosków o zasiłek z 364 do 375 tys. oraz sięgającego 1,9 proc. wzrostu liczby umów kupna domów.

Reklama

Inwestorzy w Azji nie przejęli się informacjami o przepływach pieniędzy w europejskim systemie bankowym, ale nastroje na parkietach były mieszane. Nikkei zniżkował o 0,3 proc. W Hong Kongu skala spadku była dwukrotnie większa. Wzrosty rzędu kilku dziesiątych procent notowano w Indonezji i na Tajwanie. W Szanghaju wskaźniki wzrosły po 0,2 proc.