Mamy do czynienia z prawdziwą desynchronizacją (decoupling) rynków Europy i USA. Oczywiście to jest rozłączenie do czasu, kiedy albo w Europie sytuacja się uspokoi albo w USA pod wpływem Europy pogorszy.

W piątek najważniejszym raportem w USA był ten z amerykańskiego rynku pracy. Był niezły, chociaż nie tak wspaniały jak czwartkowy raport ADP, według którego w grudniu w sektorze prywatnym przybyło aż 325 tys. miejsc pracy. Oficjalny raport mówi o wzroście zatrudnienia ogółem o 200 tys., a w sektorze prywatnym o 212 tys. Dane z poprzedniego miesiąca w obu przypadkach zweryfikowano w dół o 20. tys. Stopa bezrobocia spadła z 8,7 na 8,5 proc., ale jak zawsze przypominam stopa bezrobocia jest w USA wskaźnikiem niezbyt wiarogodnym.

Akcje w USA praktycznie na publikację miesięcznego raportu z rynku pracy nie zareagowały. Sesję S&P 500 i NASDAQ zakończyły neutralnie, a DJIA nieznacznie spadł. Zbyt wiele ma się wydarzyć w nadchodzących tygodniach, żeby byki mogły szybko i bez przerwy prowadzić indeksy na północ.

GPW rozpoczęła przedświąteczną sesje spadkiem indeksów. Na początku było to tylko odrobienie sztucznego zakończenia sesji środowej, ale potem sytuacja znacznie się pogorszyła. Szczególnie widać to było po aukcji francuskiego długu. WIG20 tracił mocniej niże inne indeksy europejskie – ponad dwa procent.

Reklama

Węgierski BUX tracił wtedy około trzy procent i tutaj można było mówić o wpływie Węgier na GPW. Fundusze mogą mieć Węgry i Polskę w jednym koszyku i kiedy nacisną przycisk „sprzedaj” to (z różną wagą) dotyka to też polskich akcji. Dotyka zdecydowanie bardziej niż walut czy rynku długu. Dlaczego? Pewnie taka jest charakterystyka tych rynków. WIG20 po tym spadku wszedł w marazm nie reagując na popołudniową poprawę sytuacji na rynkach europejskich.

Dopiero po publikacji pierwszego zestawu danych makro w USA indeksy zaczęły się powoli podnosić, ale nic sensownego z tego nie wynikło. Po rozpoczęciu sesji w USA, kiedy indeksy w Stanach jeszcze spadały, indeksy znowu ruszyły na południe. WIG20 tracił już blisko dwa procent, ale fixing znowu zmniejszył straty (do 1,2 proc.). Wchodzimy w tygodnie (przed kolejnym szczytem UE), które mogą przesądzić w dłuższym terminie o koniunkturze na rynku akcji i na rynku walutowym.

Teoretycznie na wykresach obowiązują nadal sygnały kupna, ale bardzo trudno już mówić o kształtowaniu się formacji odwróconej RGR. Na siłę można się jej dopatrzyć, ale bardzo na siłę. Mówimy teraz raczej o trendzie bocznym między poziomem 2.050 i 2.450 pkt. Przełamanie któregoś z tych poziomów pokaże kierunek indeksom i to pokaże ten kierunek na dłużej. Obawiam się, że gdyby nie odporność rynku amerykańskiego na złe informacje to ten sygnał (wyłamanie dołem) już byśmy dostali.