Główne indeksy na Wall Street zwyżkowały we wtorek po około 0,2 proc., a Nasdaq poszedł w górę o niecałe 0,1 proc. Temu ostatniemu nawet tak skromny wzrost wystarczył do osiągnięcia poziomu najwyższego od 8 grudnia 2000 r., czyli od 11 lat. W tamtym momencie wskaźnik był w trakcie gwałtownego korygowania internetowej manii. Najbardziej cierpliwi inwestorzy być może doczekają jego powrotu do szczytu z marca 2000 r., choć pewnie nie nastąpi to prędko. Brakuje mu do tego jeszcze prawie 75 proc. Wówczas takie dystanse indeksy pokonywały w ciągu kilku miesięcy, ale teraz giełdowe życie toczy się jednak trochę wolniej.

Swoje zwycięstwo, choć nieco skromniejsze, mógł wczoraj ogłosić także Dow Jones. Znalazł się bowiem na poziomie najwyższym od maja 2008 r., kiedy to korygował pierwszą falę spadków po pęknięciu bańki na amerykańskim rynku nieruchomości. Tylko S&P500 nie może wciąż pochwalić się osiągnięciami zbliżonymi do tych, które świętują dwaj jego koledzy. W jego przypadku na rekordy przyjdzie jeszcze trochę poczekać. Patrząc na to, co dzieje się na parkiecie w Nowym Jorku trudno oprzeć się wrażeniu, że wbrew wielu niekorzystnym okolicznościom, na tamtejszym rynku akcji rozpoczęta w marcu 2009 r. hossa ma się całkiem nieźle i solidnie przygotowuje się do zdmuchnięcia trzeciej świeczki na swym urodzinowym torcie.

W Europie zamiast tortu mamy ciągle pasztet i to coraz bardziej nieświeży. Trzy miesiące temu minęła druga rocznica tragifarsy z Grecją w roli głównej. O żadnych rekordach na giełdach nie może być mowy. Rekordy mamy jedynie w opieszałości rozwiązywania problemów. Do niedawna bili je politycy europejscy. Ale wydarzenia ostatnich dni pokazały, że greccy też potrafią. Od soboty termin kluczowego dla przyjęcia reform spotkania przesuwali już czterokrotnie. Ciekawe, kto od kogo się tego uczył? Patrząc na negocjacje z prywatnymi wierzycielami i przedstawicielami Trojki, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia bardziej z zabawą w kotka i myszkę, niż walką z czasem, w której stawką jest przetrwanie strefy euro w obecnym składzie. Coraz większe jest przekonanie, że gra nie warta jest świeczki.
Na giełdach azjatyckich dziś o Grecji i Europie z pewnością nikt nie myślał. Po kilku dniach słabości, indeksy gremialnie poszły w górę. Średnią, wyznaczoną na około 1 proc. osiągnęły indeksy w Japonii, Hong Kongu, Korei, na Filipinach, w Indiach i Tajlandii. Ponad 2 proc. zwyżkami wyróżniły się Szanghaj i Tajwan.

Rosnące po kilka dziesiątych procent kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy sugerują niezły dla byków początek dzisiejszego handlu. Inwestorzy na greckie problemy najwyraźniej już się uodpornili.

Reklama