W czwartek WIG20 znów dawał popis słabości, a byki nie były zdolne wykorzystać doskonałej atmosfery, panującej na giełdach w Paryżu i Frankfurcie. Motywem pobudzającym do powolnego redukowania porannych strat zdawał się bardziej strach przed trwałym przełamaniem poziomu 2300 punktów, niż rzeczywista chęć kupowania akcji z przekonaniem, że to dobra decyzja.

Tym razem winy za słabość indeksu nie można zrzucić na karb gorszej dyspozycji jednej, czy dwóch spółek. Na wartości zyskały akcje sześciu zaledwie spółek wchodzących w jego skład. Zryw byków na końcowym fixingu tylko tę słabość nieudolnie tuszował. O tym, że pesymizm warszawskich inwestorów ma poważne podstawy świadczy to, że w dół idą też indeksy małych i średnich firm, które do niedawna zachowywały się bardzo dobrze. Jedynym pocieszeniem może być to, że czwartkowej mizerii towarzyszyły bardzo niskie obroty.

Cóż to jednak za pocieszenie, w sytuacji gdy indeks naszych blue chips broni się przed trwałym przełamaniem wsparcia (choćby nawet uznać je za wyłącznie psychologiczne), a europejskie wskaźniki rosną po ponad 1 proc., ustanawiając niemal co dzień kolejne szczyty trwającej od kilkunastu tygodni fali wzrostowej. DAX znalazł się wczoraj na poziomie najwyższym od początku sierpnia ubiegłego roku.

O ile w przypadku naszego rynku trudno zidentyfikować powody słabości, o tyle w odniesieniu do głównych parkietów europejskich niełatwo dociec przyczyn czwartkowego wybuchu optymizmu. Dane makroekonomiczne choć nie były najgorsze, nie mogły uzasadniać tak wyraźnych wzrostów. Dziwić też mogła odporność na ewidentnie złe informacje zza oceanu, gdzie mocno rozczarował wskaźnik aktywności gospodarczej i dynamika wydatków na inwestycje budowlane. Patrząc na pokaźną zwyżkę europejskich indeksów i impulsy z rynkowego otoczenia na myśl przychodzi jedynie reakcja na drugą turę pożyczek Europejskiego Banku Centralnego. Ale przecież dzień wcześniej z tej okazji indeksy szły w dół. Warto też zauważyć, że we wczorajszej zwyżce nie uczestniczyły nie tylko Warszawa, ale też Budapeszt, Moskwa, Bratysława, Sofia czy Stambuł.

Reklama

Złe dane dotyczące amerykańskiej gospodarki nie przeszkodziły inwestorom z Wall Street w kontynuacji hossy. Dow Jones zyskał 0,22 proc., ale znów znalazł się poniżej poziomu 13 tys. punktów. S&P500 wzrósł o 0,62 proc., jednak środowego szczytu intraday nie zdołał pokonać.

Giełdy azjatyckie zaraziły się optymizmem i dziś na wszystkich parkietach notowano wzrosty. Nikkei wzrósł o 0,7 proc. Na godzinę przed końcem handlu Shanghai B-Share zyskiwał 1,7 proc., a Shanghai Composite szedł w górę o 1,3 proc.

Kontrakty na europejskie i amerykańskie indeksy spadały rano po około 0,2 proc., ale po czwartkowym rajdzie można się liczyć z lekko spadkowym początkiem handlu na naszym kontynencie.