Bez wątpienia cieniem na dzisiejszej sesji położyło się oczekiwanie rynku na wygaśnięcie serii wielu instrumentów pochodnych. W efekcie do ostatniej godziny sesji, której początek jest finałem normalnego handlu, licznik obrotów w WIG20 pokazał około 500 mln złotych, by po kolejnych 60 minutach powiększyć się do 1,3 mld złotych. Już dysproporcja obrotu pokazuje, iż gracze mieli prawo zachować dystans do dzisiejszych notowań. Szczęśliwie skromna zmiana wartości WIG20 i niski obrót z wyłączeniem ostatniej godziny pozwala uznać piątkowe notowania za mało wnoszące do historii rynku. W praktyce oceny warto zawiesić do nowego tygodnia, w którym nad rynkiem nie będzie wisiała obawa, iż godzina cudów zaprzepaści sporą część wcześniejszych wzrostów.

Tak patrząc największym ryzykiem dla GPW i WIG20 jest kondycja rynków otoczenia, które mają za sobą imponujące zwyżki. Szybujące na wielomiesięcznych maksimach indeksy amerykańskie od wielu dni wywołują falę spekulacji na temat koniecznej korekty. Również Europa ma za sobą doskonałe tygodnie, które zmuszają do wycofania części kapitału z rynku. Nie ma wątpliwości, iż potencjalne cofnięcie w USA rozlałoby się szeroką falą po świecie i GPW nie byłaby tu wyjątkiem. W praktyce solidarne z innymi giełdami cofnięcie oddaliłoby test oporów w rejonie 2400 pkt,, których pokonanie jest warunkiem minimum do przesilenia technicznego na wykresie WIG20. Bez wyjścia i ustabilizowania indeksu nad strefą oporów zaczynającą się w okolicach 2400 pkt. każdy, nawet tak udany tydzień, jak właśnie zakończony, będzie tylko częścią trendu bocznego, który dominuje nad rynkiem od jesieni zeszłego roku.