Propozycja wzbudza skrajne reakcje. Trybun antyklerykałów Janusz Palikot początkowo obwieścił sukces, bo rząd planuje zamknąć Fundusz Kościelny. Później sprawę przemyślał i nazwał ją blefem PO. PiS w odruchu bezwarunkowym mówi stanowcze „nie” nowym rozwiązaniom. Co ciekawe, episkopat nie jest zdecydowanie przeciwny nowemu pomysłowi. Warto więc dokładniej przeanalizować, jakie konsekwencje będą miały proponowane zmiany.
Rząd szacuje, że odpis 0,3 proc. podatku da Kościołowi katolickiemu wpływy na poziomie 100 mln zł, czyli wyższe o ok. 10 mln zł niż dotychczas. Szacunki te wydają się jednak znacznie zaniżone. Dlaczego?
Odpowiadając na to pytanie, prześledźmy losy wprowadzonej o wiele wcześniej możliwości odpisu podatkowego na organizacje pożytku publicznego. W 2011 r. Polacy w ramach 1 proc. przekazali ponad 400 mln zł. Zakładając zatem, że podobna liczba osób przekaże pieniądze na związki wyznaniowe, otrzymuje się już 120 mln zł. Naturalnie nie wszyscy podatnicy są katolikami, choć zapewne część osób do tej pory niepłacących na organizacje pożytku publicznego zmobilizuje się i na wezwanie Kościoła wpisze w deklarację podatkową odpowiednią adnotację. Pierwsze sondaże wprawdzie nie wskazują, by Polacy byli entuzjastycznie nastawieni do pomysłu ofiarowywania części podatku na Kościół. Są one jednak mało wiarygodne, ponieważ znaczna część respondentów mogła nie znać w momencie badania szczegółów proponowanych przepisów i interpretować je jako wzrost obciążeń podatkowych. Z czasem wśród wiernych będzie rosła akceptacja dla nowego sposobu finansowania Kościoła, szczególnie gdy upewnią się, że nie zwiększy to ich całkowitego opodatkowania. Ponadto wiele innych argumentów przemawia za tym, że Kościół z 0,3 proc. PIT uzyska znacznie więcej niż 100 mln zł. Poniżej przedstawimy trzy najważniejsze.
Reklama
Po pierwsze, z roku na rok znacznie przybywa osób wskazujących, na jaki cel chcą przeznaczyć swoje podatki. W 2007 r. jedynie 1,6 mln podatników przekazało swój 1 proc. na organizacje pożytku publicznego, natomiast w 2011 r. – już ponad 10 mln. Oznacza to wzrost średnio o 50 proc. rocznie. W rezultacie aż czterokrotnie zwiększyły się wpływy organizacji pożytku publicznego z 1 proc. PIT. Jest to naprawdę szybko rozwijający się „rynek”. Jednocześnie w 2011 r. nadal tylko 38 proc. podatników wskazało organizację, na jaką chce przeznaczyć swój podatek. Prawdopodobnie przez kilka następnych lat obecny dynamiczny wzrost liczby podatników przekazujących 1 proc. na organizacje pożytku publicznego będzie się utrzymywać. Jeżeli w ciągu najbliższych dwóch lat liczba podatników przekazujących na wybrane cele 1 proc. (czy też od 2013 r. – 1,3 proc.) zwiększać się będzie o 20 proc. rocznie, to wpływy związków wyznaniowych z 0,3 proc. PIT wyniosą w 2013 r. już ponad 150 mln zł.
Po drugie, dane dotyczące kwot przekazywanych organizacjom pożytku publicznego, stanowiące bazę przedstawionych wyliczeń, dotyczą wpływów z PIT za 2010 r. Podatek rozliczany za 2012 r. będzie o kilkanaście procent wyższy ze względu na wzrost gospodarczy i inflację.
Po trzecie wreszcie, Kościół ma o wiele większe możliwości skłaniania swoich wiernych do przekazania części podatku niż organizacje pożytku publicznego. Te ostatnie z reguły kontaktują się ze swoimi darczyńcami jedynie pośrednio, poprzez środki masowego przekazu. Kościół ma natomiast możliwość cotygodniowego, bezpośredniego spotykania się z wiernymi.
W rezultacie kwota, którą Kościół uzyska z 0,3 proc. PIT, może w perspektywie kilku lat sięgnąć nawet 200 mln zł rocznie. W ludzkiej skali to bardzo dużo, choć z makroekonomicznego punktu widzenia nie jest to kwota, która rozsadzi finanse publiczne. W tej sprawie ważniejszy jest wymiar społeczny. W szczególności zastrzeżenia może budzić to, że w okresie, gdy kryzys wymusza bolesne cięcia w budżecie, rząd planuje zwiększyć kwotę środków publicznych przekazywanych na Kościół.
Warto również zwrócić uwagę, że ta część podatków, która będzie przekazywana Kościołowi katolickiemu i innym związkom wyznaniowym, pomniejszy pulę środków przeznaczanych na cele ogólnospołeczne, z których korzystają zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące. Pojawia się więc pytanie, w jakim stopniu jest to rozwiązanie sprawiedliwe. Czy ateiści nie mogliby w podobny sposób wspierać organizacji, które są ważne dla ich rozwoju moralnego i duchowego, tj. łożyć na różnego rodzaju związki ateistyczne, koła dyskusyjne itp.? Wsparcie tego typu organizacji ze środków publicznych jest możliwe np. w Belgii. Duchowość to nie tylko religia, można ją realizować na różne sposoby.
O wiele lepsze od propozycji rządu byłoby rozwiązanie na wzór niemiecki, które w ogóle nie jest dyskutowane w Polsce. U naszych zachodnich sąsiadów fiskus pośredniczy w dobrowolnym przekazywaniu datków na Kościoły w wysokości 8 lub 9 proc. podatku. W Niemczech jest to jednak obciążenie dodatkowe, a więc nie zmniejsza kwoty podatku, która jest przeznaczana na cele ogólnospołeczne, niezwiązane z wiarą. Podatnik może za to odpisać darowiznę przekazywaną na Kościół od podstawy opodatkowania. Polski rząd jednak nie rozważa podobnego rozwiązania. Nie rozpoczął nawet poważnej debaty na temat możliwych modeli relacji państwo – Kościół po zlikwidowaniu funduszu. O planowanych zmianach początkowo rozmawiano tylko z jednym Kościołem. Do wspólnej dyskusji rządu i episkopatu nie zaproszono przedstawicieli innych wyznań. Zostali oni wysłuchani dopiero w drugiej kolejności i mają miesiąc na przedstawienie swoich opinii.
Na koniec warto podkreślić, że rząd podchodzi do wprowadzania proponowanych zmian bardzo marketingowo. Daje jeden rok w promocji – w 2013 r. Kościół ma być finansowany zarówno z funduszu, jak i z odpisu podatkowego. Nic więc dziwnego, że biskupi są otwarci na dialog. Faktycznie warto rozmawiać, ale po to, by wypracować rozwiązania godzące interesy zarówno Kościoła katolickiego, jak i wyznawców innych religii, osób niewierzących i niezdeklarowanych.
Wpływy z odpisów od PIT mogą być wyższe niż z Funduszu Kościelnego