„Upadek banków był kryzysem nie tylko gospodarczym czy finansowym, ale zamienił się też w bardzo głęboki kryzys polityczny, społeczny, a nawet prawny,” stwierdził w wywiadzie islandzki prezydent. Stwierdzenie to powtarzał wielokrotnie, zwracając tym samym uwagę na to, że świat finansów nie jest odizolowany od życia społecznego i politycznego, ale ma na nie bardzo istotny wpływ.

Według Grímssona Islandii udało się relatywnie szybko wyjść z kryzysu dzięki temu, że starała się rozwiązywać wszystkie te problemy, nie ograniczając się do kroków gospodarczych. Odmowa pompowania środków finansowych w banki i spłacania brytyjskich i holenderskich wierzytelności wiązała się jednak z wielkimi kontrowersjami – Wielka Brytania, pod rządami Gordona Browna, postanowiła zastosować wobec skandynawskiej wyspy prawo antyterrorystyczne, co zbulwersowało zarówno polityków jak i mieszkańców, a także spowodowało, jak mówi prezydent, ogromne komplikacje gospodarcze.

Jego kraj zdecydował się potraktować upadające banki jak każdą inną firmę. „Nigdy nie rozumiałem dlaczego prywatny bank lub fundusz finansowy jest bardziej święty dla dobrej kondycji i przyszłości gospodarki niż sektor przemysłowy, informatyczny czy też kreatywny,” powiedział portalowi Business Insider.

Grímsson mówi, że nie śmiałby dawać innym krajom rad na wyjście z kryzysu, jednak czuje obowiązek opowiedzenia o tym, jakie kroki zostały podjęte w jego kraju i jakie były tego konsekwencje. Ewentualne wnioski inne rządy mogą wyciągnąć same.

Reklama

Islandzki prezydent uważa też, że duży system bankowy nie jest państwu potrzebny, a nawet może mu szkodzić – ważniejsze są z kolei sektory kreatywne, takie jak informatyka i zaawansowane technologie. Strata cennych pracowników w tej dziedzinie może być nie do odrobienia.

Krytykuje on też ogólne funkcjonowanie banków w Europie i USA, gdzie według niego „[…] doszło w jakiś sposób do sytuacji, w której europejski system finansowy działa w ten sposób, że prywatny bank może funkcjonować w dowolnym państwie w Europie i jeśli odniesie sukces, bankowcy dostają niebotyczne premie, a udziałowcy mają duże zyski. Jednak jeśli bank upadnie, rachunek wysyła się zwykłym obywatelom kraju, z którego się on wywodzi: rolnikom, rybakom, pielęgniarkom i nauczycielom, ludziom starym i młodym. I wciąż utrzymuję, że to bardzo niezdrowa formuła dla przyszłości europejskiego systemu bankowego. Daje to bankowcom do zrozumienia, że mogą być tak nieodpowiedzialni i ryzykowni jak chcą, bo jeśli im się uda to będą bardzo bogaci, a jeśli nie, to inni za to zapłacą.”

Prezydent Islandii Ólafur Ragnar Grímsson obejmuje swoje stanowisko od 1996 roku i zamierza kandydować w kolejnych wyborach. Jak powiedział portalowi Business Insider, początkowo nie miał takiego zamiaru – zdanie zmienił, kiedy dowiedział się o podpisanej przez 30 tys. obywateli (15 proc. elektoratu) petycji, w której domagają się oni udziału Grímssona w wyborach.