W niektórych przypadkach historia zatacza koło, częściej jednak firmy motoryzacyjne wjeżdżają na zupełnie nowe tory. I to na dwóch kołach. W ostatnich latach rowery – wytwarzane samodzielnie bądź sygnowane własną marką – wypuściła na rynek ponad połowa producentów aut z trzech tradycyjnych centrów motoryzacyjnego świata, czyli Europy, Stanów Zjednoczonych i Japonii.
To, że rower w języku polskim jest rowerem, a nie bicyklem, jest zasługą angielskiej firmy, która znana była przede wszystkim z produkcji samochodów. W 1885 r. założona przez Johna Kempa Starleya i Williama Suttona spółka Starley & Sutton Co. zbudowała pierwszy jednoślad przypominający te współczesne – jako alternatywę dla niezbyt bezpiecznych bicykli z wielkim przednim kołem i małym tylnym. Pojazd nazwany Rover Safety Bicycle okazał się na tyle dużym sukcesem, że firma zmieniła nazwę na Rover Cycles Co. W 1925 r. porzuciła jednak dwa koła, koncentrując się na produkcji motocykli i samochodów. Drogę od młynków do kawy i maszyn do szycia poprzez rowery do samochodów przeszły też francuski Peugeot, niemiecki Opel i czeski Laurin & Klement, czyli protoplasta Skody, ale tylko pierwszy z nich nie zrezygnował z jednośladów.
Peugeot jest jedyną firmą motoryzacyjną, która wciąż funkcjonuje w powszechnej świadomości także jako producent rowerów, choć tak naprawdę w 1926 r. oba obszary działalności zostały rozdzielone na odrębne spółki. Przy czym ta rowerowa początkowo wcale nie była mniej ważna – w pierwszej połowie lat 50. Cycles Peugeot wytwarzał 220 tys. rowerów rocznie, czyli ponad dwa razy więcej niż Automobiles Peugeot samochodów. Później jednak prawa do marki rowerowej przechodziły w różne ręce i dopiero kilka lat temu wróciła pod zarząd macierzystego koncernu.

Klient lubi markę

Reklama
Nie licząc kilku niezbyt istotnych epizodów, producenci samochodów odkryli dwa koła w połowie lat 90. zeszłego wieku, a więc dobre kilka lat po tym, jak rozpoczęła się moda na rowery górskie. Swoje modele na rynek wypuściły wówczas m.in. Audi, BMW, Mercedes, Porsche czy Land Rover. W ślad za nimi poszły marki jeszcze bardziej luksusowe, jak Ferrari czy Lamborghini, i popularne, jak Opel i Skoda (które po latach powróciły do produkcji rowerów) czy Fiat. Nie licząc takich przypadków jak nieistniejące już koreańskie Daewoo, które robiło wszystko – od samochodów poprzez rowery po pralki i odkurzacze – firm motoryzacyjnych, które w ostatnich latach próbowały zaistnieć na rynku rowerowym, było około 30. Prym wiodą włoskie – sygnowane swoją marką rowery mają wszyscy producenci seryjnych samochodów z tego kraju, tzn. Fiat, Alfa Romeo, Lancia, Ferrari, Maserati i Lamborghini.
– W Polsce rowery produkowane przez koncerny samochodowe praktycznie nie istnieją na rynku. Kilka lat temu były w sprzedaży peugeoty, które mają długą tradycję w tej dziedzinie. Były rzeczywiście dobre, nawet biorąc pod uwagę, że nie trafiały do nas najlepsze modele. Swego czasu rowery w salonach samochodowych oferowało też BMW, ale nie cieszyły się wielkim powodzeniem. I to praktycznie wszystko. Inne firmy nawet nie próbowały oficjalnej dystrybucji – mówi w rozmowie z DGP Miłosz Kędracki, redaktor naczelny magazynu rowerowego „BikeBoard”. I wcale nie jest to spowodowane ceną – aktualne modele Peugeota kosztują we Francji od 269 do 1999 euro, czyli mniej więcej tyle, ile przyzwoite produkty firm stricte rowerowych, zaś dwukołowe fiaty to wydatek rzędu 300 – 500 euro.
Z marketingowego punktu widzenia zjechanie z autostrady na ścieżkę rowerową nie było złym pomysłem. Nabywcy aut z klasy premium zarabiają sporo powyżej średniej, zwykle prowadzą aktywny tryb życia, często traktują samochody nie tylko jako środek do przemieszczania się, więc chętnie wydadzą pieniądze na rower (na inne gadżety zresztą także) z logo ich firmy. Tym bardziej że w większości przypadków udało się przenieść najbardziej charakterystyczne cechy aut na rowery – np. modele Jeepa czy nieistniejącego już Hummera to typowe górale, Mercedesa są bardziej eleganckie, zaś włoskich firm mają sportowy styl i wyróżniają się designem.
Co nie znaczy, że w każdym przypadku efekty okazały się udane. – Bez doświadczenia w tej dziedzinie naprawdę trudno wyprodukować dobry rower, więc te samochodowe generalnie nie cieszą się wielką estymą. Przykładem jest Jeep – robi dobre samochody, ale rowery, które sygnuje swoją marką, są po prostu słabe. Najczęściej są rodzajem gadżetu – mówi Miłosz Kędracki. – Wyjątkiem, z którym się spotkaliśmy w czasie 15 lat testowania, jest Porsche, choć tak naprawdę cała technologia pochodzi od rowerowej firmy Votec, a Porsche dodaje tylko swoje logo. Jedynym przypadkiem, w którym firma samochodowa rzeczywiście coś wnosi, jest współpraca McLarena ze Specialized. To firma, która robi znakomite rowery, kosztujące nawet po 20 tys. złotych, ale zastosowanie technologii z Formuły 1 powoduje, że naprawdę czuć różnicę – dodaje.
Efektem tej współpracy jest zaprezentowany w zeszłym roku Specialized McLaren Venge – najlżejszy i najszybszy rower świata. Ale poważną różnicę czuć także w cenie – model SMV na rok 2012 kosztuje 12 tys. funtów. To wprawdzie sporo mniej niż 168 tys. funtów, które trzeba zapłacić za drogowego McLarena MP4-12C, ale i tak za tę cenę można kupić przyzwoite auto kompaktowe.

Rower za 20 tys. euro

Tym niemniej współpraca z uznanymi firmami rowerowymi i wypuszczanie na rynek krótkich – i bardzo drogich – serii modelowych to droga, którą coraz częściej podążają producenci aut, szczególnie luksusowych. Rowery dla Maserati – w stylu klasycznych modeli wyścigowych – wytwarzała najpierw włoska manufaktura Milani, a teraz robi to Montante. Obecny model Montante for Maserati 8CTF powstanie tylko w 200 egzemplarzach, w cenie 3630 euro za sztukę. Z kolei Ferrari nawiązało współpracę ze znaną z wyścigów kolarskich włoską firmą Colnago. Za znaczek skaczącego czarnego konia na rowerowej ramie trzeba zapłacić od niespełna 2 tys. euro w przypadku podstawowego modelu roweru górskiego do 12,5 tys. euro za jeden z 50 sztuk limitowanej serii wyścigowego roweru Di2. Okazuje się, że nawet w Polsce jest popyt na rowery Ferrari. – Ponieważ są one do kupienia przez internet, większość klientów nabywa je w ten sposób. Ale dwukrotnie sprowadzaliśmy na zamówienie klienta rower tej marki. W obu przypadkach były to osoby, które miały już samochód Ferrari, więc uznały, że będzie do tego dobrze pasował. Co nie zmienia faktu, że te rowery są naprawdę bardzo wysokiej klasy – mówi DGP Michał Maske, marketing manager Ferrari Warszawa, oficjalnego przedstawiciela włoskiej firmy.
Za najbardziej ekskluzywny samochodowy rower uchodził jak do tej pory zaprezentowany w 2006 r. Spyker Aeroblades – efekt współpracy holenderskiej manufaktury wytwarzającej w małych ilościach sportowe auta z holendersko-japońską firmą rowerową Koga-Miyata. Każda z 50 sztuk była ręcznie robiona, indywidualnie dostosowana do rozmiarów nabywcy, numerowana i miała m.in. ramę z tytanu oraz aluminiowe błotniki i szprychy. Rower miał jednak dwie wady – kosztował 12,5 tys. euro i był tak piękny, że nadawał się raczej do postawienia w salonie niż jeżdżenia gdziekolwiek, gdzie mógłby się pobrudzić.
Okazuje się, że w przypadku rowerów – tak jak i samochodów – nie ma górnej granicy ceny. W zeszłym tygodniu Lamborghini – dotychczas sprzedające rowery pod swoją gadżetową marką Tonino Lamborghini w hipermarketowych cenach (w Wielkiej Brytanii były one sprzedawane m.in. w Tesco) – postanowiło wjechać na zdecydowanie wyższą półkę. Nowe lamborghini będzie rowerem szosowym produkowanym we współpracy ze szwajcarską firmą BMC. Choć o produkcji trudno mówić – powstanie ich zaledwie 30 sztuk. Cena? 20 tys. euro.
Z myślą o znacznie szerszym kręgu cyklistów zaprezentowane zostały w ciągu ostatnich dwóch lat na różnych salonach samochodowych koncepcyjne Volkswagen Bike.e, Ford E-Bike Concept i Lexus Hybrid Concept. Obok tradycyjnych pedałów mają one elektryczne silniczki. Wprawdzie nieco dyskusyjne jest, czy to jeszcze rowery, ale nie zmienia to faktu, iż tylko na polu hybryd firmy samochodowe mają ewidentną technologiczną przewagę nad rowerowymi. Czy będzie to jednak rewolucja na miarę wynalazku Johna Kempa Starleya? Na razie wydaje się to wątpliwe.